Reklama

Polityka i prawo

Rosja stworzy wielką zaporę sieciową?

  • Fot. Adrian Grycuk/Wikipedia, CC BY-SA 3.0 pl
    Fot. Adrian Grycuk/Wikipedia, CC BY-SA 3.0 pl

Ostatnie uchwalone przez Kreml przepisy oraz działalność Roskomnadzor jako regulatora teleinformatycznego niebezpiecznie zbliżają Rosję do rozwiązań prawnych Chin, jeśli chodzi o kontrolę nad siecią.

Blokada strony LinkedIn stanowi zapowiedź, że rząd rosyjski nie będzie tolerował niesubordynacji wobec nowych zapisów prawnych, które pozwalają instytucjom rządowym na pełną kontrolę informacyjną na swoim terenie. Na nic w tym miejscu mają zdawać się ugody pomiędzy firmami a administracją, od tej chwili każdy, kto nie zastosuje się wobec prawa z końca zeszłego roku, może zostać zablokowany. Kolejnym krokiem, inspirowanym niewątpliwie Great Firewall w Chinach, jest filtrowanie i monitorowanie całego ruchu w sieciach używanych przez wszystkich obywateli Rosji.

Jeszcze w zeszłym miesiącu pojawiły się pierwsze projekty prawa zwiększającego uprawnienia administracji w kwestii kontrolowania punktów wymiany danych, nazw domen oraz transgranicznych linii kabli światłowodowych. Jak informuje "The Guardian", prawo to zostanie niedługo przegłosowane w Dumie Państwowej.

Rosjanie, wdrażając swoje rozwiązania, ściśle współpracują z Państwem Środka. Pierwsze prace i ustalenia miały być realizowane już w kwietniu tego roku, podczas spotkania, w którym uczestniczyli Lu Wei, szef chińskiego departamentu odpowiedzialnego za dane w internecie, Fang Binxing, zwany ojcem Wielkiej Zapory oraz ze strony rosyjskiej Igor Szczegolew, doradca prezydenta Władimira Putina w sprawie problemów sieciowych oraz były minister komunikacji.

Czytaj też: NATO: Rosja, prowadząc wojnę hybrydową, chce zdobyć dominację w Europie

Jak podaje "The Guardian" w całym tym procesie nie tylko ważna jest współpraca pomiędzy dwoma państwami, ale także udział firm zależnych od administracji w Pekinie. W sierpniu miało dojść do spotkania pomiędzy przedstawicielami rosyjskiego Bulatu oraz Huawei. Miało ono dotyczyć zakupu technologii oraz serwerów, które później miały zostać wykorzystane do implementacji prawa antyterrorystycznego, nazwane "prawem Jarowaji".

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama