Czy media społecznościowe mogą uratować sytuację w czasie kryzysu? A może odwrotnie – to właśnie Facebook i Twitter to potencjalne ogniska paniki? Na to pytanie odpowiadali uczestnicy czwartej edycji konferencji „5 żywiołów”, którą zorganizowano w Krakowie. Pytania te stają się wręcz palące w kontekście zbliżających się Światowych Dni Młodzieży. Jedna z największych imprez masowych w historii Polski to ogromne wyzwanie dla służb, także ze względu na kanały komunikacji z pielgrzymami. A ci w ogromnej większości żyją dziś głównie w sieci.
- Trzeba pamiętać, że oprócz mediów społecznościowych jest też świat realny. Służby istnieją naprawdę. Mówię o tym dlatego, że wiele młodych osób żyje dziś kompletnie wirtualnie – dowodził Piotr Majcher z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Jako przykład podał sytuację z USA sprzed kilku dni. Kilkunastoletnia dziewczyna, która była świadkiem gwałtu, zamiast poinformować policję zrobiła transmisję „life” z przestępstwa. – Ludzie widząc wypadek potrafią najpierw zrobić zdjęcie i wrzucić je na swój profil, a dopiero później zadzwonić na policję. Takie wypadki pokazują, że edukacja jest bardzo ważna – dodał.
Służby mundurowe nie mogą pozwolić sobie na ignorowanie potencjału kryjącego się w sieci. Artur Luzar ze szkoły aspirantów krakowskiej Państwowej Straży Pożarnej podał pozytywne przykłady wykorzystania mediów społecznościowych w kryzysie. Przydatnym narzędziem jest np. opcja Safety Check na Facebooku, która pozwala poinformować bliskich, że jesteśmy bezpieczni. Ta usługa powstała w 2014 r. i sprawdziła się po zamachach w Paryżu i Brukseli, ale media społecznościowe już znacznie wcześniej okazały się kluczowym kanałem komunikacji w trudnej sytuacji. Artur Luzar przypomniał huragan Katrina w 2005 r., który spustoszył Nowy Orlean. Podczas katastrofy sieci komórkowe podmówiły posłuszeństwa, ale za to przez cały czas działał Internet. To właśnie raczkujący wtedy Facebook był kanałem, którym komunikowano się z bliskimi oraz z służbami.
Podobnym narzędziem jest Google Person Finder, który pozwala odszukać poszukiwane osoby. Jego użyteczność została przetestowana po trzęsieniu ziemi w Ekwadorze sprzed kilku dni. Korzystając z aplikacji, tysiące ludzi poszukiwało swoich bliskich w szpitalach.
Innym przykładem użyteczności mediów społecznościowych podczas kryzysu jest ich wykorzystanie w czasie zamachów w Brukseli. Służby zablokowały wtedy całkowicie sygnał komórkowy, co miało uniemożliwić zamachowcom uruchomienie materiałów wybuchowych. Wtedy też oficjalnym kanałem komunikacji z mieszkańcami stał się Twitter. To tam właśnie władze miasta informowały mieszkańców o zablokowanych drogach, o tym, czy mogą odebrać dzieci z przedszkola oraz gdzie mogą poszukiwać zaginione osoby.
Każdy kij ma jednak dwa końce. dr Joanna Stojej- Polańska z Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego w Katowicach podała odwrotny przykład dotyczący tego samego zdarzenia. Mieszkańcy zaczęli na Twitterze dzielić się informacjami, gdzie są służby ratunkowe, które drogi są przejezdne i gdzie jest bezpiecznie. Dodawali też zdjęcia. Policjanci szybko jednak poprosili o nie wstawianie żadnych wiadomości, bo z informacji zawartych w postach mogli też korzystać terroryści. To pokazuje, że media społecznościowe w kryzysowej sytuacji mogą być zarówno źródłem ratunku, jak i sporym zagrożeniem.
Paweł Majcher z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa podał dwa przykłady, w których media społecznościowe mogły odegrać negatywną rolę. Pierwszą z nich to rozpowszechniana pewien czas temu informacja o osobie, która zaraziła się wirusem Ebola i wylądowała w Warszawie. Na szczęście ta plotka szybko została przecięta, ale groźba masowej paniki wisiała w powietrzu.
Drugim przykładem są powracające co pewien czas wiadomości o awariach elektrowni atomowych na wschodzie. – Od razu w Polsce po takich doniesieniach pojawiają się informacje, że jesteśmy już skażeni. Mimo, iż od 1986 i awarii w Czarnobylu mineło 30 lat, to w naszych głowach wciąż tkwi obawa przed powtórką tamtego scenariusza. Na szczęście plotki dotyczące chmury radioaktywnej łatwo i szybko można zweryfikować.
- Żyjemy w czasach, kiedy jednostka może zadecydować o tym, jak potoczy się dane wydarzenie. To zupełnie nowa sytuacja – dodała Joanna Stojej- Polańska. – Pamiętajmy, że sprawca przestępstwa może działać nielegalnie z powodów religijnych, politycznych, ale też dla zwykłej zabawy. Szczególnie w sieci, która pozwala na anonimowość, takie zachowanie może być bardzo silne.