Technologie
#CyberMagazyn: Jak tworzyć technologię, która naprawdę nam służy? „Mamy potężną władzę”
Każdy nóż może kroić chleb i może zabijać. To nie technologia na nas wpływa, tylko my zarządzamy technologią tak, aby była dla nas dobra lub zła. Ważny jest więc system wartości, postawy światopoglądowe i to, czego rzeczywiście pragniemy. Rozwój technologii bezlitośnie weryfikuje zaniedbania w tym zakresie - mówi psycholog Paweł Fortuna w rozmowie z CyberDefence24.pl.
Paweł Fortuna – doktor nauk humanistycznych, psycholog, od 1995 związany z Katedrą Psychologii Eksperymentalnej KUL. Autor książki „Optimum 2.0. Idea cyberpsychologii pozytywnej”, wydanej przez Wydawnictwo Naukowe PWN SA.
Monika Lewkowicz: Na czym polega psychologia pozytywna?
Paweł Fortuna: Istotę ujęliśmy w Lubelskim Manifeście Psychologii Pozytywnej. To nurt psychologii, która jest nauką, czyli ma swoją metodologię i cel. Tak jak w każdej gałęzi nauki, w ramach psychologii pozytywnej są formowane pytania badawcze. Później hipotezy są weryfikowane w oparciu o rzetelną metodologię, a wyniki są poddawane obróbce statystycznej. Proces ten realizujemy zgodnie z najwyższymi standardami i rygorami badawczymi.
Psychologia pozytywna została wyodrębniona ze względu na typ pytań, które formułuje się podczas badań. Można je podsumować w następujący sposób: Jakie czynniki sprawiają, że życie człowieka jest warte przeżycia; że człowiek osiąga dobrostan?
Eliminujemy słowo „szczęście”, ponieważ w dzisiejszych czasach każdy może się nazwać ekspertem od szczęścia. W literaturze pojawia się słowo „well-being” oraz trudne do przetłumaczenia na polski język słowo „flourishing”. Można powiedzieć, że oznaczona ono „pełny rozkwit”.
Czyli w badaniach koncentrujemy się nad czynnikami, które sprawiają, że życie człowieka z jego perspektywy jest kwitnące; że realizuje swoje potencjały; że jest tym, kim może i powinien być; że każdy element jego istnienia, który może być potraktowany jako zasób, daje efekt w postaci cudownego życia wysokiej jakości.
Co ważne - odróżniamy psychologię pozytywną od zjawiska potocznego, które określamy w naszym żargonie naukowym mianem „wellmania”. Jest ona rozpowszechniona na poziomie biznesu i poradników. To uproszczona wersja zdroworozsądkowych mniemań dotyczących tego, co sprawia, że ludzkie życie jest dobre. Takie „disco polo psychologii pozytywnej”.
Główna różnica dotyczy tego, że w tym potocznym rozumieniu dobrostan traktuje się jako cel życia. Natomiast w psychologii pozytywnej - jako efekt podejmowanych działań. Traktowanie dobrostanu jako celu prowadzi do poszukiwania różnych recept, generowanych na podstawie subiektywnych mniemań i dowodów anegdotycznych.
Nie znaczy to, że ludzie mylą się fundamentalnie, jeśli chodzi o intuicje dotyczące szczęśliwego życia, ale po to mamy naukę, żeby weryfikować subiektywne mniemania i wiedzieć w jakim stopniu możemy je generalizować. Następnie podajemy je światu w formie reguł, a nie katalogu „uniwersalnych” narzędzi, które mogą sprawdzić się w danej kulturze, ale w innej już nie.
Psychologia generalnie kojarzy się z ciemną stroną funkcjonowania, czyli z badaniem różnego typu kryzysów, depresji, zaburzeń i trudności. Natomiast psychologia pozytywna jest ofertą dla ludzi zdrowych. Dyscyplina ta jest stosunkowo nowa, część osób mogło o niej nie słyszeć. I nic w tym dziwnego, ponieważ została proklamowana w 1998 roku. 26 lat badań na przestrzeni nauki to jest naprawdę mało.
Czytaj też
Psychologia pozytywna to nowa dziedzina
Co robicie, jako naukowcy, żeby poprawić ten stan rzeczy?
Jesteśmy na dobrej drodze do upowszechnienia tej dziedziny. Przeszliśmy już etap totalnego hejtu naukowego, czyli pytań „A po co nam to? Do czego to potrzebne? Czy sama psychologia sobie nie daje rady? Jeżeli nurt nazywa się psychologią pozytywną, to czy pozostała jest negatywna?”. Takich zastrzeżeń było mnóstwo.
Obecnie jesteśmy na etapie weryfikacji hipotez. Mamy katalog, który można określić mianem „białej księgi zdrowia psychicznego”, a więc zbiór sił psychicznych, które hipotetycznie powinny sprzyjać dobremu życiu. Mamy badaczy w różnych ośrodkach - łączymy siły; mamy już jedne studia podyplomowe. Teraz pod moją redakcją i dr Agnieszki Czerw z SWPS pisana jest książka „Psychologia Pozytywna Biznesu”. Będzie to podręcznik akademicki i praca zbiorowa, która integruje środowisko.
Ostatni miesiąc spędziłem w Centre for Positive Health Science. Jest to centrum, które funkcjonuje przy Królewskiej Akademii Chirurgów w Dublinie. W każdy wtorek są spotkania, na których naukowcy referują stan swoich badań. Mają one kontekst praktyczny – badacze zastanawiają się na przykład jak pomóc ludziom w procesie zdrowienia; co zrobić, żeby pielęgniarki nie ulegały wypaleniu zawodowemu; jakie aplikacje tworzyć, żeby ludzie mogli kontrolować swoje stany fizjologiczne i regulować zachowanie tak, żeby osiągać optymalny stan.
Chciałbym jeszcze dodać, co umieściliśmy także w naszym manifeście, że psychologia pozytywna nie jest nauką o uśmiechu czy pozytywnym myśleniu, ponieważ na ocenę życia jako dobrego wpływa suma wydarzeń - tych pozytywnych, ale też tych przynoszących cierpienie. Zdarzają się trudne sytuacje, które jednak sprawiają, że ludzie rodzą się na nowo. Nazywa się to potraumatycznym wzrostem. Dla niektórych osób ten trudny moment jestgame changerem. Dzielą swoje życie do tego wydarzenia i po nim, kiedy to naprawdę zaczynają doświadczać rozkwitu - mimo że moment przejścia był katastrofalny, traumatyczny, bolesny.
A więc nie zamykamy oczu na porażki. Sam 13 lat temu napisałem książkę: „Pozytywna psychologia porażki”. Idea ta powoli przesiąka do popkultury. Mamy coraz więcej ludzi, których można by określić, „psychologizującymi jednostkami,” grawitującymi w stronę pozytywną. To są różnego rodzaju mentorzy i coachowie. W grupach tych widać rozbieżności pomiędzy kompetencjami, które są wiedzą opartą na danych i wiedzą wywnioskowaną ze swojego życia. Dlatego właśnie stworzyliśmy manifest. Chcemy przekazać społeczeństwu informację, że rynek poradnikowy ma swoją część osadzoną w nauce, ale też pozostałą.
Coś jak medycyna alternatywna?
Tak, ale w ramach medycyny alternatywnej znajdziemy wykształconych fachowców. Mamy natomiast dużo „szamanów”, którzy nie korzystają z medycyny opartej na badaniach. Jako naukowcy sami siebie musimy dyscyplinować, mieć pokorę wobec danych. Czyli jeżeli trafimy na wyniki badań, które są sprzeczne z naszymi mniemaniami, to jesteśmy zobligowani, żeby zweryfikować nasze przekonanie.
Natomiast rynek niezorientowany na naukę, a de facto na zarobek, ma dokładnie odwrotną postawę. Jeżeli ci ludzie spotykają dane sprzeczne z ich mniemaniami, to odrzucają badanie. Mówią, że nauka nie wyjaśnia wszystkiego. Bazują na tym, co sprawdza się w praktyce.
Paweł Fortuna
Wiemy, że nawet najbardziej zepsuty zegarek dwukrotnie pokazuje dobrą godzinę w ciągu doby. Dlatego jako naukowcy jesteśmy otwarci na informacje płynące z praktyki. Profesjonalista to osoba, która słucha innych profesjonalistów oraz amatorów, słucha każdego. A amator nie słucha nikogo, nawet profesjonalisty - tylko siebie. Znam nawet takich „szamanów”, którzy wymyślają sobie autorów, których cytują. Najczęściej „amerykańskich naukowców”, bo wiadomo, że to jest najważniejszy argument.
Czytaj też
Cyberpsychologia pozytywna
Jak technologia może wspierać nas w drodze do jakościowego życia?
Tym zajmuje się cyberpsychologia pozytywna, którą reprezentuję. Cyberpsychologia to część nauki, która podejmuje temat relacji człowiek-technologia. Wywodzi się z badań nad interakcjami przez internet, czyli z psychologii komunikacji. Większość badań w tej dziedzinie dotyczy jednak mediów społecznościowych oraz gier. Kilka lat temu analizowałem te badania i okazało się, że koncentrują się głównie na ciemnej stronie internetu. Badany jest hejt, problematyczne używanie smartfonów, mizoginistyczna komunikacja online, sexting, cyberbullying, cyberchondria…. Mógłbym wymieniać i wymieniać.
Natomiast nie zauważyłem nurtu, który koncentrowałby się na poszukiwaniu uwarunkowań takich interakcji z technologią, które poprawiają jakość życia. I tak, nagle na krawędzi cyberpsychologii, psychologii pozytywnej oraz projektowania zorientowanego na dobrostan wyłoniła się cyberpsychologia pozytywna. To dziedzina wiedzy, która zajmuje się badaniem czynników, które korzystnie wpływają na człowieka podczas użytkowania technologii; które sprzyjają jego dobrostanowi na poziomie emocji, czyli wzbudzają dumę, radość, a nawet emocje transcendentne, takie jak podziw, który z kolei wzbudza zachowania prospołeczne, wzmaga ciekawość czy duchowość.
Badania pokazują, że skutecznym narzędziem wzbudzania podziwu jest VR. Może on dostarczać doświadczeń, które ludzie uzyskują na przykład zażywając psylocybinę (znajduje się ona w wielu grzybach – red.); chodzi między innymi o uczucie duchowej jedności ze wszechświatem.
Jako psychologowie zastanawiamy się też, jak kontakt z technologią może wpływać na to, że ludzie czują, że żyją; że wzmaga się ich zaangażowanie w realizację działań, że mają poczucie, że to, co robią, jest wspaniałe. Badamy również, w jaki sposób technologia może wpływać na realizację celów, znajdowanie sensu życia czy radzenie sobie z porażkami.
Czytaj też
Systemy hybrydowe
W książce „Optimum 2.0” pisze pan o tym, że nasze umysły są na stałe połączone ze sztucznymi umysłami. Co to oznacza?
Współcześnie człowiek cywilizacji zachodniej nie może funkcjonować bez technologii. Bez niej tracimy zdolność nie tylko do wykonywania pracy, ale również do wypoczynku, realizowania hobby. Tego, kto uważa, że to nieprawda, zapraszam do radykalnego odłączenia się od technologii na jeden dzień i zobaczenia, jak będzie wyglądało jego życie.
Na co dzień tego nie dostrzegamy - tak jak nie zauważamy, że oddychamy powietrzem. Orientujemy się dopiero, kiedy powietrza zaczyna brakować. Cały czas widzimy też koniec swojego nosa, ale nie zastanawiamy się nad tym. Dlaczego? Ponieważ jest on cały czas obecny. A nasz umysł zwraca uwagę na to, co się zmienia w naszej rzeczywistości.
Podobnie nie zauważamy tego, że funkcjonujemy w czymś, co możemy określić mianem systemu hybrydowego. To jest układ składający się z umysłu naturalnego, który wyewoluował oraz umysłu sztucznego, który może być zarządzany algorytmami sztucznej inteligencji.
Business is business
Ten sztuczny umysł jest jednak zaprojektowany przez Big Techy.
Zgadza się. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że wchodząc do internetu, czy korzystając ze smartfona lub smartwacha pojawia się na terytorium konkretnej firmy - nastawionej na zysk. Ona utrzymuje się na rynku dlatego, że zarabia pieniądze - nie jest nastawiona na działalność prospołeczną i altruizm. Może mieć taką fanaberię, żeby to robić, ale wcale nie musi.
Większość użytkowników technologii nie zdaje sobie sprawy również z tego, że płaci za wszystko danymi na swój temat. A więc kształtuje non-stop coś, co można nazwać matematyczno-statystyczną reprezentacją samych siebie, którą filozof Gilles Deleuze, określił mianem dywiduum. A więc każda osoba, która przykładowo korzysta z komputera rozszerza swoje dywiduum o dane, które są powiązane z tym, co aktualnie na nim robi. Jeżeli na ekranie ma właśnie ten wywiad, to dywiduum jest ubogacone o treść, która jest tu zawarta. W związku z tym, że nie jest to dla nas egzotyczna sytuacja, tylkoconstans, coś stałego -myślenie o szczęściu człowieka w dzisiejszych czasach musi zakładać zastanawianie się nad budowaniem dobrostanu w ramach systemów hybrydowych.
Wszyscy uczestniczymy w eksperymencie, w którym, jak mówił Stanisław Lem, zmienną niezależną jest technologia, czyli coś, co na nas wpływa, a zmienną zależną jest jakość naszego, jedynego życia. Podkreślam – jedynego.
Od producentów żywności żądamy, żeby ją testowali, sprawdzali czy nie jest trująca; od producentów chemikaliów - żeby sprawdzali, jak ich produkty wpływają na naszą skórę; od branży dziecięcej – by dokładanie testowała produkty pod kątem bezpieczeństwa wobec dzieci. Nie wymagamy jednak od twórców technologii, żeby dostarczali nam urządzeń, które będą nas wzmacniały.
Dlaczego tego nie robimy?
Bo tak naprawdę mało wiemy nie tylko o źródłach naszego dobrostanu, ale też o technologii. Pokazało to badanie, w którym sprawdzono, jak laicy i eksperci rozumieją sztuczną inteligencję. Okazało się, że dla laików to głównie roboty humanoidalne, a dla ekspertów to abstrakcyjne algorytmy. A więc jedna i druga grupa używa tej samej nazwy, ale ma coś kompletnie innego na myśli.
Warto zastanowić się - kto chce mieć silną sztuczną inteligencję lub internet rzeczy? Tworzą ją deweloperzy, którzy wykonują polecenia swojej korporacji, realizują jej cele. Skąd możemy wiedzieć, czy oni przypadkiem nie budują nowej bomby atomowej? Że ci genialni ludzie nie są kolejnymi Noblami, którzy potem, żeby oczyścić sumienie i pamięć na swój temat, wprowadzą jakąś nagrodę?
Pojawia się pytanie: „Czy jako ludzkość nauczyliśmy czegokolwiek z historii rozwoju myśli technologicznej?” Elon Musk powiedział, że jeżeli chcemy zmienić świat, i ja się z nim zgadzam, musimy zmienić mindset inżynierów z Kalifornii i z Londynu. Sądzę jednak, że oni nie będą czytali tego tekstu.
Czytaj też
Technologia „well"
Czy możemy w takim razie mieć realny wpływ na to, jak powstaje technologia?
Jako twórca cyberpsychologii pozytywnej mam postulat. Dążmy do tego, żeby wprowadzić na rynek znak jakości technologii – „well”. Tak jak mamy zdrową żywność, nieszkodliwe chemikalia, bezpieczne zabawki dla dzieci - miejmy „wzmacniającą dobrostan technologię”. Aby wprowadzić ten postulat w życie, UX Designerzy musieliby mieć narzędzia i metodologię, którą można wykorzystać do badań, ale nie tylko pod względem użyteczności technologii. Chodzi o badanie komfortu w trakcie użytkowania - na przestrzeni lat, w odniesieniu do różnych grup ludzi; sprawdzając, w jaki sposób użytkowanie wpływa na pogłębienie samotności czy uzależnianie.
Wiadomo powszechnie, że w grach są instalowane rozwiązania, które sprawiają, że ludzie zaczynają być hazardzistami, mimo że nigdy nie poszli do kasyna. Mam na myśli tak zwanelootboxy. Jako naukowcy badamy te mechanizmy - hazardowe i na dodatek uzależniające. Badacze o nich wiedzą, ale czy gracz o tym wie? Czy rodzic, który kupił dziecku grę, o tym wie? Najczęściej nie. A co, gdyby się wszyscy gracze dokładnie dowiedzieli się, jak wpływa na ich mózg otwieranie skrzynek? Jak wtedy zareagowaliby na ofertę takiej gry? Pójdźmy dalej – czym firma, która dostarcza uzależniające artefakty, różni od dealera narkotyków?
Nie zabija tak szybko.
Okej, zabija wolniej. Przypomnijmy - uzależnienie polega na tym, że człowiek podporządkowuje swoje życie danej aktywności; z czasem potrzebuje jej coraz więcej, żeby czuć się normalnie. Oznacza to, że uzależniona osoba nie jest w stanie kontrolować stylu swojego życia, czyli ginie jako Jan Kowalski, który mógłby żyć tak, jak chce, a zaczyna funkcjonować jako „heavy user”, który żyje pod dyktando danego artefaktu.
Inteligentny użytkownik
W książce „Optimum 2.0” pisze pan, że „smart technology” potrzebuje „smart user”. Co należy więc zrobić, żeby użytkownicy byli bardziej świadomi i mieli większą wiedzę na temat technologii z jakiej korzystają?
Po pierwsze trzeba się zainteresować, z jaką technologią mamy do czynienia, tak jak interesujemy się, ile procent mięsa ma w składzie parówka.
Po drugie musimy zdać sobie sprawę, że jako użytkownicy mamy potężną możliwość wpływu na biznes. To konsumenci decydują o tym, co produkują firmy. Jeżeli jutro ludzie przestaliby pić piwo, wszystkie browary by padły. Mamy potężną władzę. Jeżeli jednak biznes nie czuje ze strony konsumentów żadnej presji, to w trakcie wewnętrznych spotkań w ogóle nawet nie podejmuje się tego typu kwestii. Omawia się, jak przejąć konkurencję, co jeszcze wprowadzić do obrotu itd. To jest naturalne i nie mam do nikogo pretensji. Przedstawiam po prostu obraz rzeczywistości.
I teraz : cyberpsychologia pozytywna ma być nurtem badań, który dostarczy designerom, użytkownikom i w ogóle nam wszystkim wiedzy dotyczącej tego, w jakich sytuacjach dana aplikacja działa dla nas najlepiej. Do tego tworzone są nowe metody badania dobrostanu, a nie tylko oceny użyteczności. Badamy go na poziomie kontaktu z interfejsem, wykonywanych zadań, czy też dobrostanu jako całości.
Jak aplikacje mogą poprawiać życie człowieka?
Może pan podać przykład?
Kiedyś byłem na prezentacji systemu, który ma służyć menadżerom w firmie, poprzez zbieranie informacji od pracowników, np. na temat tego czy dbają o swój dobrostan. Wydaje się, że to aplikacja budowana zgodnie z duchem cyberpsychologii pozytywnej. Ale tak nie jest, ponieważ nie sprawdzono, w jaki sposób jej wprowadzenie wpłynie na dobrostan menadżera. Może okazać się, że będzie kolejnym narzędziem, którego on wcale nie chciał i które tylko zabierze mu czas.
A więc zgodne z duchem cyberpsychologii pozytywnej jest badanie nie tylko tego, jakie funkcje ma dana aplikacja, ale również jak samo jej stosowanie wpływa na nasze życie. Inny przykład: telefon może mieć ciekawe aplikacje, które np. liczą kroki. Pytanie, a jak stosowanie tej aplikacji, wpłynie na mnie. Fajnie jest mieć profil w mediach społecznościowych, ale co z ludźmi robi porównywanie się z innymi, którzy pokazują tylko w najpiękniejszą wersję samych siebie?
Fajnie jest grać w grę, ale co ludziom robi identyfikowanie się z daną postacią? Zaczęliśmy w Polsce robić badania dotyczące graczy, w których pytaliśmy ich, czy zdarza im się słyszeć w głowie monolog danej postaci z gry, czy podejmują z nią dialog czy też patrzą na świat z jej punktu widzenia. Do drugiego stopnia badań przeszli tylko ludzie, którzy zadeklarowali, że tak się dzieje w ich życiu. To był mniej więcej co trzeci gracz.
Te postaci stały się elementem ich tożsamości.
Dokładnie. My nie oceniamy, czy to dobrze, czy to źle. Nas interesuje, jaką funkcję odnotowane zjawisko pełni w życiu człowieka. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś wpadnie na pomysł „zacznijmy budować takie postaci, które, jeśli pojawią się w umyśle gracza, to zrobią mu pranie mózgu”.
Z drugiej strony możemy do tego podejść pozytywnie i pomyśleć: „A może by tak budować postaci, które sprawią, że człowiek poczuje się mocniejszy wewnętrznie, będzie pokorniejszy, będzie lepiej słuchał innych ludzi, bardziej otworzy się na świat, może zacznie bardziej eksperymentować w życiu”. W ten sposób przedstawiciele cyberpsychologii pozytywnej zastanawiają się, jak można wykorzystać technologię na rzecz lepszego życia.
IT a psychologia
Z kim współpracuje pan podczas badań?
Jestem w stałym kontakcie ze środowiskiem cybersecurity. Działają w nim ludzie, którzy mają ogromną świadomość technologiczną, ale też niezwykłą wrażliwość psychologiczną. Właśnie z nimi projektuję badania dotyczące tego, co zrobić, żeby ludzie rozumieli, że technologia jest częścią nich samych. To środowisko bardzo dobrze rozumie te kwestie. Z drugiej strony wierzy, że odpowiedzialność za narzędzia jest po stronie tych, którzy nimi zarządzają. Dlatego nie dziwię się, że w cybersecurity wykuto termin, iż słabym ogniwem całego procesu jest… człowiek.
Największym wyróżnieniem, jaki otrzymałem spośród wszystkich spotkań z czytelnikami Optimum, było właśnie zaproszenie ze strony środowiska cybersecurity. Zachwyciło ich, że w końcu ktoś zauważył, iż człowiek i technologia tworzą ścisłe systemy hybrydowe. Czyli wszystko, co się zmienia w technologii, zmienia się również w człowieku; a to, co zmienia człowieka, zmienia się w technologii. To system, który łączy „słabe ogniwo” z technologią.
Wyróżniło mnie także Polskie Towarzystwo Przestrzeni Pozytywnej. Psychologów z kolei zachwyciło, że jest ktoś, kto autentycznie troszczy się o dobrostan człowieka w erze technologii, bez straszenia sztuczną inteligencją i z dbałością o podmiotowość użytkownika.
Bardzo cieszy mnie fakt, że środowisko zorientowane na technologię, czyli na praktykę i użyteczny efekt, dostrzega wartość wiedzy psychologicznej. Życzyłbym sobie, żeby psycholodzy byli co najmniej w takim stopniu zainteresowani technologią, co eksperci związani z IT - psychologią.
Co ciekawe - pierwsze zainteresowanie psychologią pozytywną wyrazili designerzy. To oni około 10 lat temu tworzyli koncepcje projektowania doświadczeń pozytywnej technologii, pozytywnej informatyki. Środowisko IT zainteresowało się, jak wykorzystać technologię na rzecz kształtowania mądrości - a nie psycholodzy, którzy chcą mądrość badać i kształtować. Zmierzam do tego, że potrzebujemy dialogu, interdyscyplinarnych konferencji, rozmów, które docierałyby do różnych ludzi i środowisk. Między innymi po to właśnie powstała książka „Optimum 2.0”.
Technologie wspierające człowieka
Czy istnieją technologie, które zostały wymyślone po to, żeby polepszać życie ludzi i zostały pod tym kątem przetestowane?
Są aplikacje prozdrowotne, które powstały, aby monitorować stan zdrowia danej osoby. Nawet możliwość udostępniania informacji może być interpretowana jako technologia, która pozwala ludziom ujawniać altruizm i postawy prospołeczne – bo można komuś pomóc, przekazać istotną kwestię jakiejś grupie osób.
Czyli na poziomie funkcji są aplikacje i narzędzie projektowane tak, by człowieka wesprzeć. Brakuje jednak badań, które sprawdzałyby, jak te artefakty rzeczywiście wpływają na dobrostan człowieka. Nie było to do tej pory testowane, ponieważ nie było metod badania. Zatem trudno wskazać jakąkolwiek aplikację, która spełniałaby wymienione przez panią warunki. Mamy natomiast dużo hipotez na temat technologii, które prawdopodobnie mogą polepszać dobrostan człowieka.
Jakie to technologie?
Jedną z nich jest VR. Nasze badania pokazują, że dobrze wykorzystany, może m.in. obniżać stres. Ludzie, którzy mają kontakt ze sceną VR, na przykład cyfrową galerią sztuki, stają się bardziej twórczymi osobami, oryginalniej myślą. Warunkiem jest korzystanie z VR-u higienicznie, czyli ok. 5-10 minut. Pracujemy nad metodą interwencji pozytywnej bazującą na VR. Za pół roku opublikujemy artykuł na ten temat. Na tej podstawie będzie można budować dalsze badania, które z kolei mogą pomóc designerom polepszyć swoje innowacje.
Oddajemy biznesowi swoje dane
Jak pan wspominał – korzystając z różnych aplikacji udostępniamy firmom szczegółowe informacje o nas, np. o stanie zdrowia. Sztuczna inteligencja też karmi się danymi. Giganci technologiczni pozyskują je – często bez zgody użytkowników – na wielką skalę. Jaka jest gwarancja, że korzystając z aplikacji, która ma poprawić mój dobrostan, moje dane nie zostaną wykradzione, sprzedane i nie posłużą celom, na które się nie zgadzam?
Tego nie wiemy. Jesteśmy zależni pod tym względem od przestrzeni biznesowej. Tak jak jeździmy kupionym przez nas autem, którego jednak sami nie możemy naprawić i musimy skorzystać z autoryzowanego serwisu. Ten z kolei zbiera dane na temat naszej jazdy. Może pewnego dnia policja będzie chciała z nich skorzystać i zobaczyć, w jakiej sytuacji przekraczaliśmy prędkość?
Żyjemy więc w rzeczywistości, w której musimy się zgodzić na pewien kompromis. Wiele kwestii jest w stanie wyregulować konkurencja na rynku. Skoro wszystkie firmy korzystają z danych, to może jako konsumenci powinniśmy bardziej upominać się o etykę biznesu. Mamy też regulacje na poziomie Unii Europejskiej.
To również jest ciekawy temat do badań. Razem z ekspertami w zakresie cyberbezpieczeństwa planujemy sprawdzać, jak stosowanie biometrii wpływa na dobrostan człowieka. W tej technologii wprost oddajemy swoje dane - bardziej już się nie da: „to jest moja źrenica, to jest moja twarz, to są moje linie papilarnie, to jestem ja, oddałem siebie, proszę bardzo”.
Chipy, które dają nowe zmysły
Na koniec chciałabym zapytać o zjawisko biohackingu. Istnieją osoby, które wszczepiają sobie chipy, po to by stać się „superczłowiekiem” z nowymi zmysłami i możliwościami. Co pan o tym sądzi?
Zacznijmy od początku, czyli od idei transhumanizmu. Wyraża ona ukryte pragnienia niemal wszystkich ludzi, od zarania dziejów. Człowiek od zawsze tworzył pewne byty na swój obraz i podobieństwo, które miały supermoce. W starożytności wierzono w bogów na Olimpie – niezniszczalnych, o niesamowitych umiejętnościach, jak Hefajstos czy Atena. Bajki i baśnie też zawierały tę idę. Przykładem mogą być Pomysłowy Dobromir oraz takie wzmocnienia jak siedmiomilowe buty czy „stoliczku nakryj się”. Współcześnie mamy filmy o Supermanie, Batmanie i innych superbohaterach.
Transhumanizm jest prądem myślowym czy też filozoficznym oraz nurtem badań. Głównym ośrodkiem rozwijania się tej idei jest kierowany przez Nicka Bostroma Future of Humanity Institute na Uniwersytet Oksfordzkim. Trasnhumanizm postuluje superinteligencję, superdobrostan, czyli braku cierpienia, wyeliminowanie chorób itp. oraz superdługowieczność. Duże nadzieje w jego przedstawicielach budzi Neuralink Elona Muska oraz odkrycia w zakresie nanotechnologii i implantologii, które mogą sprawić, że człowiek wejdzie na wyższy poziom funkcjonowania niż obecnie.
Istnieje też tzw. podziemie transhumanistyczne, czyli wspólnoty biohakerskie. Składają się one z ludzi, którzy wszczepiają sobie różne chipy. Przykładowo Liviu Babitz wszczepił sobie chip w mostek, którego jedyną funkcjonalnością jest drganie wskazujące północ. Dzięki temu zyskał on nowy zmysł, na wzór tego, który mają ptaki. Wcielaniem transhumanizmu w życie na początku zajęli się artyści, którzy nie boją się eksperymentować z ciałem. Ale pewnego dnia ubierają koszulę, zakładają krawaty, tworzą korporacje i sprzedają tego typu rzeczy. Te pomysły bardzo szybko są monetyzowane.
Czy to jest bezpieczne?
Skutki są oczywiście nieznane. Teraz ci ludzie są uśmiechnięci i zachęcają do podobnych działań, ale nie wiadomo, co będzie się z nimi działo za pięć – dziesięć lat. Żyjemy w ciekawych czasach, jesteśmy w samym środku eksperymentu.
Temat sztucznej inteligencji namieszał nam w zakresie definiowania tego kim jest człowiek, gdzie się zaczyna jego ludzka natura, a gdzie kończy; w jakim stopniu może być partnerem dla sztucznych systemów, których sam nie rozumie, choć je stworzył.
Paweł Fortuna
Jesteśmy więc w zagadkowym i fascynującym momencie dziejów. I dlaczego nie mielibyśmy się udoskonalać? Dlaczego nie mielibyśmy korzystać z rozszerzonej rzeczywistości, która daje możliwość tworzenia społeczności zupełnie nowego typu? Wyobraźmy sobie, że kupujemy soczewki rozszerzonej rzeczywistości i widzimy własnymi oczami to, co spostrzega nasz znajomy: niewiarygodny wodospad, akcję ratowania życia, ważne wystąpienie polityka lub happening. Takie możliwości są niesamowite.
Każdy nóż może kroić chleb i może zabijać. To nie technologia na nas wpływa, tylko my zarządzamy technologią tak, aby była dla nas dobra lub zła. Ważny jest więc system wartości, postawy światopoglądowe i to, czego rzeczywiście pragniemy. Rozwój technologii bezlitośnie weryfikuje zaniedbania w tym zakresie. Dlatego pozdrawiam wszystkich, którzy mają na uwadze dobro ludzi i dla których rozwój technologii jest czymś istotnym.
Dziękuję za rozmowę.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany