Prywatność
Nasze dane masowo trafiają na rosyjskie serwery. Dlaczego dopiero teraz widzimy ryzyko? [KOMENTARZ]
Największa rosyjska firma internetowa - Yandex - w niemal każdej aplikacji, jaką mamy na swoich smartfonach, zawarła kod pozwalający na gromadzenie informacji o użytkownikach, które następnie trafiają na rosyjskie serwery. Czy to problem? Tak, ale nie tylko Yandex to robi. Czy wojna zwraca uwagę na to, co do tej pory zbywaliśmy machnięciem ręki, myśląc o własnej prywatności?
O kontrowersjach wokół gromadzenia danych przez Yandex pisze dziennik "Financial Times", który podaje, że rosyjski koncern zbiera informacje o milionach użytkowników ponad 52 tys. aplikacji, dystrybuowanych na platformach Google Play i App Store.
Sam proces gromadzenia danych w ten sposób jest od lat faktem - to praktyka stosowana przez wszystkie wielkie firmy internetowe, które zarabiają na marketingu ukierunkowanym, możliwym dzięki precyzyjnemu targetowaniu grup docelowych.
Dlaczego więc praktyka ta dopiero teraz budzi tak ogromne kontrowersje? To oczywiste - nikt nie chce, aby jego dane służyły do napędzania splamionej ukraińską krwią cyfrowej gospodarki Putina.
Jakie realne zagrożenia wiążą się z przekazywaniem danych Yandeksowi?
"Financial Times" podaje, że badacze, którzy wykryli kod przekazujący dane użytkowników z krajów Zachodu firmie Yandex, obawiają się przede wszystkim wykorzystania ich przez Kreml do celów szpiegowskich.
Metadane gromadzone przez aplikacje mobilne to zaiste użyteczne narzędzie - pytanie jednak, czy informacje, które trafiają do rosyjskiej firmy są na tyle szczegółowe, że pozwolą na monitorowanie aktywności osób leżących w szczególnym zainteresowaniu Kremla? Tego nie wiemy - sam Yandex wypiera się, aby identyfikacja określonych osób przez gromadzone dane była możliwa. W praktyce jednak jest - i tu znów dochodzimy do pytań o to, jakimi informacjami dysponuje koncern.
Problem leży jednak gdzie indziej - mianowicie w tym, w jaki sposób Yandex zależny jest od rosyjskiej władzy. W praktyce firma jest zobligowana spełniać każde żądanie rosyjskich organów, gdy chodzi o dostęp do danych, co i tak nie będzie dla spółki problemem - o bliskich relacjach prezesa Yandeksu z Władimirem Putinem pisałam już wcześniej w tym tekście .
Co można zrobić, by dane z Zachodu nie trafiały do Rosji?
Podjąć decyzję o odcięciu możliwości przekazywania ich tam - to proste. Wyboru tego muszą jednak dokonać zachodnie firmy internetowe - Google i Apple, które są operatorami największych na świecie systemów obsługujących smartfony i dystrybucji oprogramowania. Jak do tej pory nie zrobiły zbyt wiele, by utrudnić Yandeksowi gromadzenie danych o użytkownikach spoza Rosji - aplikacje zawierające kod wyprodukowany przez ten koncern, wciąż dopuszczane są do dystrybucji na platformach obu firm i jak wspomniałam za "FT", jest ich kilkadziesiąt tysięcy.
Gry, komunikatory, narzędzia do dzielenia się lokalizacją, aplikacje pozwalające na obsługę darmowych sieci VPN, które dziś również wykorzystują Ukraińcy, broniący się przed wojskami Putina - to wszystko oprogramowanie, które powinno być wolne od kodu Yandeksu, zawartego w popularnych komponentach wykorzystywanych przez programistów.
Żeby tak się stało, wystarczy zablokować jego dystrybucję na platformach i nie zasłaniać się komfortem twórców oprogramowania - nawet, jeśli to niepopularna decyzja biznesowo-polityczna.
Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany