Reklama

Baza danych zawiera informacje takie jak imię i nazwisko, płeć, adres kontaktowy, adres poczty elektronicznej, datę i miejsce urodzenia, grupę krwi. Są to bardzo istotne informacje i pozwalająca stwierdzić, np. czy ktoś był narażony na kontakty seksualnego wysokiego ryzyka, poinformował portal SCMagazine.

W swoim oficjalnym oświadczeniu przedstawiciel australijskiego Czerwonego Krzyża powiedział, że w sprawie przecieku danych skontaktowano się z Centrum Cyberbezpieczeństwa oaz Policją Federalną.

Jim Birch, odpowiedzialny za nadzór nad działem zajmujących się transfuzjami krwi powiedział, że „jesteśmy głęboko zawiedzeni tym co się stało. Bierzemy pełną odpowiedzialność za nasze błędu. Robimy też wszystko co w naszej mocy, żeby podobny incydent nie powtórzył się w przyszłości”.

Mark James, specjalista od spraw bezpieczeństwa w firmie ESET dodał, że głównym problemem jest kwestia aktualizacji oprogramowania w systemach zawierających wrażliwe dane użytkowników. Wiele stron internetowych używa nieaktualnego oprogramowania, które zawiera wiele luk i podatności do wykorzystania przez hakerów. Atakujący posiadają odpowiednie narzędzia umożliwiające skanowanie wielu adresów IP w poszukiwaniu konkretnego rodzaju plików, ułatwiając i przyspieszając swoje działania hakerskie. Jego zdaniem, jeżeli udałoby się wprowadzić poprawne metody autoryzacji i okresowe przeglądy bezpieczeństwa, mielibyśmy o wiele mnie przecieków danych osobowych.


Czytaj też: Rząd Australii przedstawił strategię cyberbezpieczeństwa

Reklama

Komentarze

    Reklama