Polityka i prawo
Google wystawia rachunki dla organów ścigania za dostęp do danych
Od stycznia br. Google wystawia rachunki za pozyskanie danych dla organów ścigania, nawet jeśli mają sądowy nakaz ich uzyskania. Wydobycie tych danych zdaniem firmy jest czasochłonne i kosztowne, natomiast firma tylko w pierwszej połowie ub.r. musiała przekazać dane 165 tys. użytkowników – informuje The New York Times.
Google tłumaczy wprowadzenie opłat szybko rosnącą liczbą wniosków policji i prokuratury o dostęp do danych.
Tylko w pierwszej połowie 2019 r. koncern otrzymał 75 tys. zgłoszeń, dotyczących 165 tys. kont internautów na całym świecie; co trzeci wniosek wysłany został przez służby amerykańskie. Organom ścigania najczęściej zależy na takich danych jak e-maile, śledzenie lokalizacji użytkownika i przeszukanie zawartości jego konta, chociaż zdarzają się też prośby o założenie podsłuchu.
Wydobycie tych danych jest czasochłonne i kosztowne, dlatego też firma postanowiła od stycznia wystawiać za to rachunki. I tak stawki wahają się od 45 dolarów za dostarczenie podstawowych informacji o użytkowniku na potrzeby skierowania do niego wezwania do sądu, przez 60 dolarów za pomoc w założeniu podsłuchu, po 245 dolarów za dostarczenie służbom informacji, które pomogą organom ścigania w uzyskaniu nakazu przeszukania.
Zgodnie z amerykańskim prawem firmy zaangażowane w pomoc organom ścigania mogą domagać się w późniejszym terminie rekompensaty finansowej od rządu za swoje usługi, Google woli jednak wystawiać rachunki zawczasu. Nie po raz pierwszy – już w 2008 r. Google wymagał od służb zwrotu kosztów za udostępnienie danych internautów. Jak jednak informuje The New York Times, nie były to systematycznie pobierane opłaty. Teraz ma być inaczej, chociaż zarząd firmy zastrzega, że w niektórych sprawach nie będzie obciążał służb kosztami. Chodzi tu m.in. o dochodzenia dotyczące dzieci lub sytuacji zagrożenia życia.
Niektóre firmy telekomunikacyjne, jak Cox i Verizon, podobnie jak Google pobierają opłaty za pomoc organom ścigania. Facebook udostępnia swoje usługi za darmo. Microsoft i Twitter, chociaż mają prawo starać się o zwrot kosztów, występują o niego tylko w niektórych sytuacjach.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany