Reklama

Armia i Służby

Oddziały cybernetyczne armii USA muszą zacząć współpracować

  • Fot. plut. Patryk Cieliński

Amerykańska armia dąży do zyskania przewagi w cyberprzestrzeni porównywalnej do tej, jaką dziś prezentuje w realnym świecie. Nie będzie to jednak proste, gdyż - jak podkreślają komentatorzy - niezbędna do tego jest koordynacja działań poszczególnych wojskowych jednostek. Jak na razie kolejne oddziały armii przygotowują własne strategie działań w cybeprzestrzeni, które nie tworzą jednak spójnej wizji. 

Przykładem może być tutaj marynarka wojenna USA, która posiada własny oddział cybernetyczny – 10 flotę (The U.S. Fleet Cyber Command / 10th Fleet). Wchodzi ona w skład sił cybernetycznych podległych dowództwu USCYBERCOM (U.S. Cyber Command’s Cyber Mission Forces). W zeszłym roku dowództwo floty przygotowało strategiczny plan pokazujący rolę jednostki w obronie narodowej i militarnych operacjach cybernetycznych do 2020 r. Twórcy dokumentu przewidują, jak będą się zmieniać zagrożenia w cyberprzestrzeni, a co za tym idzie – jak marynarka powinna się na nie przygotować.

Pojawiają się jednak wątpliwości, czy kolejne strategie cyberbezpieczeństwa, które tworzone są przez różne podmioty w amerykańskiej armii tworzą wspólną całość. Jak podaje portal C4ISRNET własną strategię cyberbezpieczeństwa posiada np. straż przybrzeżna. Pojawiające się plany nie są kompatybilne, a rozdrobnienie i fragmentaryczność działań poszczególnych jednostek nie służy bezpieczeństwu w cyberprzestrzeni.

W dokumencie przygotowanym przez marynarkę możemy przeczytać, że militarna supremacja Stanów Zjednoczonych niekoniecznie musi rozciągać się na cyberprzestrzeń. Co więcej, bezpieczeństwo w sieci jest niezbędne, by przeprowadzić działania militarne na lądzie, w wodzie i powietrzu. To oznacza, że cyberbezpieczeństwo staje się warunkiem prowadzenia jakichkolwiek operacji wojskowych. Aby je zapewnić, niezbędne są niekończące się inwestycje i podnoszenie możliwości ofensywnych, defensywnych i szpiegowskich w cyberprzestrzeni. Komentator C4ISRNET Kevin Coleman podkreśla, że amerykańscy wojskowi są świadomi rosnących zagrożeń w sieci ze strony Chin, Rosji i Iranu.

Dowództwo marynarki zamierza utworzyć 40 wyspecjalizowanych zespołów do cybermisji. W tym celu niezbędne jest pozyskanie ekspertów w tej dziedzinie, a także trwały rozwój technologii pozwalającej konkurować z innymi aktorami. Eksperci wskazują jednak, że współpraca sektora wojskowego z biznesem nie zawsze układała się pomyślnie. Wojsko musi zapewnić sobie stałą dostawę najnowocześniejszych rozwiązań związanych z aktywnością w sieci. Widmo braku odpowiedniego wyposażenia jest dzisiaj krytyczną kwestią dla działalności cyberoddziałów.

Czy supremacja USA w cyberprzestrzeni jest możliwa? Specjaliści pozostają sceptyczni wskazując, że dziś wiele państw zwiększa swoje zdolności w sieci – wśród nich jest np. Korea Północna. Dzieje się tak dlatego, że rozwój zdolności cybernetycznych wymaga znacznie mniejszych nakładów finansowych, niż rozwój tradycyjnych form wojskowości. Do tego dochodzi jeszcze cały świat przestępczy i czarny rynek, na którym kolejne podatności typu zero – day pojawiają się każdego dnia. Do zyskania zupełnej przewagi w sieci niezbędna byłaby kontrola internetu, czego amerykańska armia nie jest w stanie zrobić.

Zwiększanie potencjału militarnego w sieci wymaga współpracy między wojskiem, rządowymi agencjami i administracją, przemysłem i sektorem prywatnym. Ameryka musi stawić czoła rosnącym zagrożeniom w cyberświecie. W związku z tym, jak tłumaczy Kevin Coleman, wojsko musi stworzyć strategię integrującą plany poszczególnych jednostek wojskowych i uwzględniającą specyficzne zdolności w cyberprzestrzeni każdej z nich. Do ogólnej strategii należy włączyć także agencje wywiadowcze. Generowanie kolejnych dokumentów nie tworzących spójnej całości wydaje się wyrzucaniem pieniędzy w błoto.

Czytaj też: Cyberarmia USA walczy z Daesh

Reklama

Komentarze

    Reklama