W wywiadzie dla telewizji ABC prezydent USA zaprzeczył jednak, jakoby miał nie docenić swego rosyjskiego odpowiednika, Władimira Putina, który według amerykańskiego wywiadu zorkiestrował kampanię ataków informatycznych i manipulacji medialnych, aby przyczynić się do zwycięstwa wyborczego Donalda Trumpa i porażki Hillary Clinton.
"Myślę jednak, że nie doceniłem w tej nowej erze rozwoju informatyki, możliwości tego rodzaju dezinformacji i ataków informatycznych mogących wywierać taki wpływ na otwarte społeczeństwa przez zakłócanie demokratycznych praktyk" - powiedział amerykański prezydent. Uważa on, że tego rodzaju praktyki nasilają się.
Obama, który wygłosił we wtorek w Chicago przemówienie pożegnalne, przypominając, że w wielu spośród sojuszniczych krajów USA wchodzących w skład NATO odbędą się niedługo, tak jak we Francji, wybory, powiedział w nawiązaniu do ewentualnych ingerencji: "Musimy być czujni". Wcześniej mówili o tym szefowie wywiadu i kontrwywiadu w Niemczech i Francji.
Wydaje się, że Obama po raz kolejny popełni błąd nie doceniając przeciwnika. Wcześniej lekceważył zagrożenie ze strony Daesh porównując ją do drużyny rezerwowej ze studenckiej ligi koszykówki, która ubiera się w koszulki słynnych Lakersów, co jednak nie czyni ich jeszcze Kobe Bryantami. Pomimo raportów wywiadów o rosnącym zagrożeniu ze strony tej organizacji nie zdecydował się na aktywne jej przeciwdziałanie. Decyzję o rozpoczęciu działań wojennych podjął dopiero we wrześniu 2014, kiedy Daesh zdążyło już rozwinąć swoją infrastrukturę na zajętych terenach.
AK/PAP