Armia i Służby
Wirtualne starcia w Mjanmnie. Junta ma plan na stłumienie protestów
Cyberprzestrzeń stała się polem bitwy w Mjanmie, a wojsko dąży za wszelką cenę do zwycięstwa w wirtualnej walce z opozycją i przeciwnikami obecnej władzy – wynika z raportu niezależnej organizacji zajmującej się zapobieganiem konfliktom i umacnianiem pokoju na świecie. Aktywiści apelują do społeczności międzynarodowej, zagranicznych rządów i koncernów, aby podjęte zostały działania mające na celu ograniczenie działań junty w sieci. W jaki sposób można załagodzić napięcia?
International Crisis Group (ICG), będąca niezależną międzynarodową organizacją powołaną na rzecz zapobiegania konfliktom oraz wspierania polityki umacniającej pokój na świecie, zbadała obecną sytuację w Mjanmie, skupiając się przede wszystkim na obszarze cyber. Jak wskazano w raporcie poświeconym sprawie, lokalne władze w celu „uciszenia” społeczeństwa „pilnują internetu”, przy jednoczesnym stanowczym tłumieniu ulicznych protestów za pomocą siły.
Jak podkreśla International Crisis Group, władza w Mjanmie od 1 lutego br., doszło do zamachu stanu ograniczała korzystanie z globalnej sieci poprzez wprowadzenie ograniczenia dostępu do platform social mediów, zmian prawnych oraz nocnych wyłączeń internetu. W efekcie zamknięto prawie cały dostęp do internetu.
Od zamachu stanu z 1 lutego br. internet w Mjanmie stał się polem bitwy, na którym wojsko i jego przeciwnicy starają się zrzeszać swoich zwolenników, dzielić się informacjami i kontrolować narracje wokół wydarzeń rozgrywających się w państwie. Wirtualna walka jest niezwykle ważna dla każdej ze stron.
Dlaczego do tego doszło? Zdaniem organizacji, wojsko przegrywało walkę w sferze cyber i było świadome, że ma niewiele opcji, aby sobie z tym poradzić. „Aktywiści sprawnie używali social mediów, w tym Facebooka, do prowadzenia protestów przeciwko władzy, podburzania opinii publicznej i rejestracji nadużyć, w czasie gdy wojsko zostało całkowicie wykluczone z platformy Marka Zuckerberga, co znacząco ograniczało jego działanie” – czytamy w raporcie.
Według ICG ograniczenia w działaniu sieci w Mjanmie doprowadziły do osłabienia ruchu opozycyjnego, w szczególności jeśli chodzi o organizowanie protestów. W związku z tym – zdaniem organizacji – firmy technologiczne powinny udzielić wsparcia w zakresie zapewnienia otwartości i bezpieczeństwa internetu w państwie, poprzez m.in. rozszerzenie bezpłatnego dostępu do wirtualnych sieci prywatnych (VPN). Co więcej, rządy innych państw muszą zastanowić się nad embargiem na produkty typu dual-use (podwójnego zastosowania), które mogą być wykorzystywane przez władze Mjanmy do represjonowania społeczeństwa.
Jak wskazano w raporcie, utrzymujące się, długotrwałe przerwy w dostępie do internetu w tym kraju są nadal prawdopodobne, ponieważ w ten sposób władza podejmuje próbę skonsolidowania swojego obozu. W związku z tym reakcja środowiska międzynarodowego, w tym prywatnych koncernów, jest niezbędna, aby zadbać o podstawowe prawa Mjanmarczyków.
Zamach stanu gwoździem do trumny
Jak tłumaczy International Crisis Group, zamach stanu był gwoździem do cyberwolności w Mjanmie, ponieważ do ograniczeń dochodziło już znacznie wcześniej. Organizacja wskazuje na objęcie władzy przez National League for Democracy (NLD) w 2016 r. Wówczas wprowadzono kontrowersyjne przepisy, które były wymierzone w użytkowników social mediów. Podjęto decyzję np. o wdrożeniu filtrowania stron internetowych. Występowały również przerwy w dostępie do sieci w jednym ze stanów Mjanmy – Arakan (pole bitwy wojska z lokalnymi powstańcami).
Jedną z większych inicjatyw był projekt ustawy o cyberbezpieczeństwie, który nakładał na firmy technologiczne obowiązek przechowywania danych użytkowników na serwerach zlokalizowanych na terenie państwa i przekazywania informacji władzy na żądanie. Wszystko po to, aby m.in. ścigać przeciwników politycznych i krytyków.
W raporcie podkreślono, że wojsko Mjanmy podjęło działania w celu stworzenia „intranetu”, gdzie użytkownicy korzystający z rozwiązań mobilnych posiadaliby dostęp tylko do aplikacji z tzw. „białej listy”. Takie podejście uderzyłoby w i tak już pokiereszowaną gospodarkę. „Nawet jeśli reżim otrzymałby wsparcie od zaprzyjaźnionych i partnerskich podmiotów zewnętrznych w celu zwiększenia zdolności, opozycja podjęłaby działania na rzecz utrudnienia dostępu władzy do know-how i specjalistów, niezbędnych do stworzenia i zarządzania systemem, a bardziej zaznajomieni z technologią użytkownicy prawdopodobnie znaleźliby sposoby na użycie intranetu do uzyskania nieograniczonego dostępu do globalnej sieci” – wskazuje International Crisis Group.
Organizacja twierdzi, że przed lutowym zamachem stanu, wojskowe i cywilne jednostki podległe władzy zakupiły lub próbowały pozyskać określone technologie od zagranicznych firm, w tym amerykańskich koncernów, aby za pomocą nowoczesnych narzędzi np. monitorować social media, gromadzić dane czy kontrolować konkretne urządzenia.
Wszystkie tego typu technologie są obecnie w rękach wojskowych i prawdopodobnie zostaną wykorzystane do tłumienia wewnętrznych napięć.
W raporcie jednoznacznie podkreślono, że zarówno koncerny Big Tech, jak i zagraniczne rządy mają do odegrania ważną rolę w zakresie wspierania „otwartości internetu i bezpieczeństwa użytkowników” w Mjanmie. Zdaniem organizacji podmioty zewnętrzne powinny podjąć działania na rzecz utrzymania globalnej sieci wolnej od zakłóceń w tym kraju i ograniczyć możliwości wykorzystania technologicznych narzędzi przez juntę, używanych do wirtualnych represji i nie tylko.