Polityka i prawo
Dane amerykańskich wyborców w sieci? Winnym zamieszania był jeden tweet
Amerykańska Agencja ds. Cyberbezpieczeństwa i Infrastruktury oraz FBI obalają doniesienia o krążących na rosyjskim forum spisie wyborców zawierającym dane milionów Amerykanów uprawnionych do głosowania.
Informacja o tym, że na rosyjskiej platformie hakerskiej miały pojawić się bazy zawierające dane 7,6 mln wyborców ze stanu Michigan i milionów mieszkańców innych stanów USA pojawiła się 1 września br. na rosyjskim dzienniku "Kommiersant". Doniesienia te zostały obalone już kilka godzin po tym, jak je opublikowano. Teraz również podległa Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego Agencja ds. Cyberbezpieczeństwa i Infrastruktury oraz FBI dołączają się do dementi.
Joint Statement from #CISAgov and the @FBI on U.S. Elections #Protect2020 pic.twitter.com/TcMBznikhz
— Cybersecurity and Infrastructure Security Agency (@CISAgov) September 1, 2020
Oba organy oświadczyły, że nie zarejestrowały w tym roku żadnych cyberataków na bazy danych rejestracji wyborców oraz na system głosowania. Zanim jednak do sprawy odniósł się Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego i FBI, oświadczenie na Twitterze złożył Departament Stanu Michigan, w którym stwierdził, że bazy danych nie zostały zhakowane a dane te są dostępne publicznie.
— Michigan Department of State (@MichSoS) September 1, 2020
Całe zamieszanie, jak donosi amerykański Politico, odbyło się za sprawą dziennikarki, która informacje o krążących danych wyborców na rosyjskim forum zamieściła na Twitterze – obecnie tweet nie jest już dostępny. Zanim jednak został usunięty wygenerował, tylko do wtorkowego popołudnia, 11 000 retweetów i 11 000 polubień.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany