Cyberatak na australijski parlament. Napastnikiem Chiny?

Australijskie władze prowadzą śledztwo w sprawie włamania do sieci komputerowej parlamentu narodowego. Jak podają lokalne media, specjaliści ds. cyberbezpieczeństwa starają się ustalić źródło incydentu. Głównym podejrzanym są Chiny.
Ostatni incydent jest jednym z największych cyberataków w historii Australii. Władze Canberry podkreślają, że wszyscy pracodawcy zostali poinformowani o konieczności resetowania haseł w celach bezpieczeństwa.
W rządowym oświadczeniu stwierdzono, że obecnie nie ma dowodów na to, iż atak był próbą wpłynięcia na procesy parlamentarne lub zakłócenie innych procesów demokratycznych i politycznych w państwie. „Dokładne przypisanie incydentu wymaga czasu, a dochodzenia prowadzone są we współpracy z odpowiednimi agencjami bezpieczeństwa” – zaznaczono w dokumencie.
Jak wskazuje James Der Derian, specjalista ds. bezpieczeństwa na Uniwersytecie w Sydney – „Aby przeprowadzić tego typu atak, potrzebujesz dużych zasobów, więc najprawdopodobniej jest to aktor państwowy”. Na zakończenie zaznaczył – „Należy sprawdzić i zobaczyć, kto ma pretensje do Australii. W tym sensie najbardziej oczywistymi podejrzanymi byłyby Chiny oraz Rosja”.
Stosunki na linii Canberra-Pekin uległy pogorszeniu w 2017 roku, po tym jak Australia oficjalnie oskarżyła Chiny o ingerencję w wewnętrzne sprawy państwa. Od tego momentu oba kraje żyją w stanie wzajemnej ostrożności. Z koeli relacje Australii z Moskwą pogorszyły się po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu w 2014 roku, który został trafiony przez rosyjską rakietę ziemia-powietrze. Kreml jednoznacznie zaprzeczał całej sytuacji.
Australijscy specjaliści ds. cyberbezpieczeństwa, badając sprawę najnowszego incydentu, nie odkryli żadnych dowodów na to, żeby jakiekolwiek dane zostały udostępnione lub skradzione.
Operacje Wojska Polskiego. Żołnierze do zadań dużej wagi
Materiał sponsorowany