Reklama

Polityka i prawo

Afgańczycy kasują swoje dotychczasowe życie online, walcząc o przetrwanie w kraju zdobytym przez talibów

Fot. ArmyAmber / Pixabay
Fot. ArmyAmber / Pixabay

Afgańczycy, którzy jeszcze kilka tygodni temu pracowali dla Stanów Zjednoczonych jako tłumacze, studiujące na uczelniach wyższych kobiety, osoby aktywne w mediach społecznościowych, po przejęciu kraju przez talibów walczą o przetrwanie, próbując zatrzeć za sobą ślady w sieci – cyfrowy ślad może kosztować ich życie.

Magazyn „Wired” opisuje historię trzydziestokilkuletniego Muhibillaha – tłumacza, który jeszcze miesiąc temu pracował na zlecenie Stanów Zjednoczonych. Po zdobyciu przez talibów Kandaharu, mężczyzna postanowił spalić część dokumentów poświadczających jego wcześniejsze zatrudnienie. Dokonał w ten sposób dramatycznego wyboru – dokumenty te bowiem są kluczowe przy ubieganiu się o wizę w innym kraju, a ich zniszczenie odcina jedną z niewielu możliwych dróg ucieczki z poddanego talibom kraju.

Według mediów talibowie poszukują osób współpracujących wcześniej z rządem USA i zachodnimi organizacjami pozarządowymi aktywnymi w Afganistanie, chodząc od domu do domu, jak i śledząc wszelkie możliwe ślady pozostawione przez nie w internecie, takich jak zdjęcia czy materiały wideo w mediach społecznościowych, zamieszczane np. na stronach organizacji społecznych zajmujących się edukacją.

Cytowany przez „Wired” Welton Chang, dyrektor ds. technologicznych amerykańskiej organizacji pozarządowej Human Rights First, ocenił, że najtrudniejszym wyzwaniem stojącym obecnie przed wieloma Afgańczykami jest „znalezienie równowagi pomiędzy koniecznością zdobywania informacji na temat tego, co się dzieje i utrzymywaniem kontaktu z osobami, które mogą pomóc, a próbami wyeliminowania z sieci wszystkich dowodów, mogących posłużyć talibom”.

Magazyn podaje, że w miniony weekend rządowa organizacja USAID zajmująca się kwestiami pomocy humanitarnej rozesłała do wszystkich swoich współpracowników zalecenie uważnej analizy treści zamieszczanych w mediach społecznościowych i „usunięcia zdjęć oraz informacji, które mogłyby narażać jednostki bądź całe grupy na niebezpieczeństwo”. USAID zaleciła również swoim współpracownikom i partnerom wciąż przebywającym w Afganistanie usunięcie wszystkich danych mogących prowadzić do identyfikacji osób, z którymi podejmowano wspólne działania. Obecnie zamknięta ambasada USA w Kabulu wcześniej zaleciła podobne kroki swojemu personelowi, który miał zniszczyć „wszystkie wrażliwe treści znajdujące się na miejscu”, zarówno występujące w formie tradycyjnych dokumentów, jak i te w formacie elektronicznym.

Talibowie wiedzą, jak korzystać z nowych technologii

Od 2001 roku, kiedy Afganistanem ostatni raz rządzili talibowie, minęło równo 20 lat. Przez ten czas znacząca część naszego życia przeniosła się do świata cyfrowego, o czym również bojownicy doskonale wiedzą, wykorzystując narzędzia nowych technologii do własnych celów operacyjnych i propagandowych.

Według ekspertów Human Rights First, jeśli chodzi o zdolność talibów do wykorzystywania zdobyczy cyfryzacji przeciwko Afgańczykom, „należy przygotować się na najgorsze”.

W ostatnich dniach talibowie udzielając wywiadów zagranicznym mediom, przedstawiają się w sposób znacząco różny od tego, co znamy z czasów 2001 roku. Wizerunek, który próbują zbudować, ma świadczyć o reformie i zrozumieniu dla współczesnego świata. Cytując jednak Biblię, „po owocach ich poznacie” – działania talibanu w Afganistanie, o których donoszą niezależni dziennikarze i dziennikarki, którzy zdecydowali się pozostać w tym kraju i mimo wszystko relacjonować to, co się dzieje (tacy jak np. Jagoda Grondecka), mówią nam o rzeczywistości zdecydowanie więcej niż uprawiane przez bojowników public relations.

„Wired” przypomina, że talibowie już wcześniej wykorzystywali nowoczesne usługi cyfrowe do swoich działań – przykładem jest użycie danych z Facebooka, które posłużyły im do identyfikacji osób związanych zawodowo z amerykańskim wojskiem i organizacjami pozarządowymi z USA. Z podobnej techniki korzystało tzw. Państwo Islamskie w swoich działaniach w Iraku. Według „Wired” Facebook wie o problemie i stara się mu zaradzić – jednak póki co listy znajomych osób mających profile na tym portalu społecznościowym służą za łatwe narzędzie identyfikowania tych, którzy mogą stawiać opór bojownikom.


image
Fot. Reklama
Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama