Armia i Służby
Geotagowanie narzędziem organów ścigania i sił bezpieczeństwa
Lekceważenie geotagowania ułatwiło meksykańskim władzom namierzenie kokainowego barona. Pozwoliło też Ukraińcom zebrać dowody udziału sił zbrojnych Rosji w konflikcie w Donbasie. Istnieją jednak proste sposoby, by wprowadzić w błąd cybertropicieli, którzy śledzą swe cele na portalach społecznościowych.
W procesie zbierania i przetwarzania informacji znaczenie ma nie tylko informacja sama w sobie, ale również autorstwo, miejsce i czas jej powstania, czyli tzw. metadane. Istotnej wartości tego typu informacji dowodzi prowadzona niedawno w kraju debata na temat ustawy o danych telekomunikacyjnych. Wraz z postępem technologicznym stało się możliwe nie tylko przechwytywanie obrazów i słów, ale również metadanych, które współczesne urządzenia rejestrujące zapisują automatycznie w tworzonych przez siebie mediach. Proces ten zwany w przypadku danych geograficznych geotagowaniem, stał się narzędziem wojny i wywiadu, zarówno w konfliktach wewnętrznych, jak i międzynarodowych. Przykłady zastosowania sięgają od wojen narkotykowych w Meksyku poprzez konflikty na Bliskim Wschodzie aż po Ukrainę.
Geotagowanie (ang. geotagging), chociaż brzmi dość niecodziennie w języku polskim oznacza po prostu proces dodawania metadanych geograficznych (współrzędnych) do różnego rodzaju mediów takich jak fotografia, video czy SMS. W tym procesie wykorzystywany jest Global Positioning System (GPS) zamontowany w urządzeniu rejestrującym. Dzięki połączeniu aparatu (kamery) oraz systemu nawigacji w jednym urządzeniu możliwe jest tworzenie map, tras podróży, a także ustalanie pozycji geograficznej osoby, która dokonała rejestracji obrazu. Z tych możliwości technologicznych korzystają różnego rodzaju serwisy i usługi internetowe takie jak Foursquare, Instagram, Twitter, Facebook czy Flickr. Ich popularność we współczesnych społeczeństwach generuje zarówno szanse, jak i zagrożenia dla bezpieczeństwa, są one bowiem wykorzystywane zarówno przez instytucje państwowe, jak i podmioty godzące w porządek prawny
Chociaż technika ta rozwinęła się względnie niedawno, to dowody jej stosowania sięgają pierwszego dziesięciolecia XXI w. Prawie dekadę temu, w 2007 r., do jednej z baz w Iraku przybyła jednostka śmigłowców AH-64 Apache. Niektórzy żołnierze zrobili sobie z nimi zdjęcia i umieścili je w Internecie, co doprowadziło do ataku moździerzowego rebeliantów i zniszczenia czterech z nich. Inny przykład to konflikt palestyńsko–izraelski. W briefingu z listopada 2012 r. armia izraelska zwróciła się z prośbą do obywateli, aby nie zamieszczali w serwisach społecznościowych zdjęć przedstawiających efekty ataków rakietowych Hamasu. W owym czasie systemy naprowadzania broni rakietowej terrorystów miały niską skuteczność, zatem opublikowane zdjęcia stanowić mogły niemałą pomoc. Dodatkowym zagrożeniem było ujawnianie stronie przeciwnej skutków ataków w czasie niemalże rzeczywistym.
Geotagowanie jest również wykorzystywane w wojnie z Daesh. W 2014 r. zachodni dżihadysta, pochodzący z Nowej Zelandii, Mark John Taylor opublikował serię wiadomości na Twitterze pozwalających prześledzić jego drogę bojową w Syrii, a nawet namierzyć konkretny budynek w Al Tabqah, w którym czasowo zamieszkiwał. Inny przypadek to Kanadyjka, ukrywająca się pod pseudonimem „L.A.”, której konto na Twitterze wskazywało na logowanie zarówno na terenie Ameryki Północnej, jak i w rejonie walk. Co ciekawe, w odróżnieniu od tradycyjnej roli kobiety w radykalnym islamie, podróżowała ona nader intensywnie po terenach terrorystów. Geotagowanie pozwoliło ustalić, że w trakcie pobytu w Aleppo przebywała na terenach zajętych przez YPG i siły rządowe, co wskazuje na wykonywanie przez nią działań o charakterze wywiadowczym.
Serwis Instagram staje się skutecznym narzędziem wykrywania i śledzenia działalności przestępczej, bowiem w USA liczba osób namierzonych i aresztowanych przy jego pomocy idzie w setki.
W przypadku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego zastosowanie geotagowania przez żołnierzy rosyjskich są jednym z elementów dowodzących ich udziału w agresji. Pierwszy to zdjęcia Antona Tumanowa z 18 brygady zmotoryzowanej, zamieszczone na portalu Vkontakte w sierpniu 2014. Koordynaty pierwszej fotografii wskazują na treningowy obóz przygraniczny, drugą wykonano już w Śnieżnym, na terytorium Ukrainy ledwie 2 dni przed śmiercią żołnierza w ostrzale artyleryjskim. Kolejny to Bato Dambajew, żołnierz 37 brygady piechoty zmotoryzowanej, który także opublikował zdjęcia zarówno z przygranicznego obozu treningowego, jak i z terenu walk – w tym wypadku była to bitwa o Debalcewe. Podobnie, Aleksander Sotkin, specjalista technologii komunikacyjnych dodał dwa zdjęcia w serwisie instagram, wskazujące na jego pobyt na wschodniej Ukrainie w lipcu 2014. Z jego osobą wiążą się dodatkowe kontrowersje. Sotkin zamieścił również w serwisie społecznościowym swoje zdjęcie w systemie Buk, jako, że osoby o takim przeszkoleniu są niezbędne do obsługi tego typu platform bojowych. Właśnie z takiego systemu wystrzelono pocisk, który strącił samolot MH-17 powodując śmierć 293 cywili w czasie, gdy Sotkin przebywał na Ukrainie. Wreszcie, warto zwrócić uwagę na przypadek Stanisława Tarasowa, którego zdjęcie na portalu społecznościowym co prawda nie zawierało koordynatów wskazujących na pobyt na terenie ościennej Ukrainy, ale dowodziło obecności sił rosyjskich w bezpośrednim sąsiedztwie jej granicy, w obozie w Pawłowce, skąd dokonywano ostrzału terytorium sąsiada.
Tym niemniej, nie jest to technika bezbłędna i wiąże się z nią co najmniej kilka kontrowersji. Po pierwsze, brakuje pewności, czy urządzenia rejestrujące zawsze mają włączony GPS, który zapewnia podanie dokładnej pozycji. Jeśli GPS jest wyłączony, lokalizacja odbywa się na podstawie nadajników telefonii komórkowej, których dokładność zależy od gęstości rozmieszczenia. Na wschodniej Ukrainie czy w Syrii nie należy ona do najwyższych. W związku z tym współrzędne zdjęć , określone tym sposobem, posiadają duży margines błędu. Po drugie, urządzenie rejestrujące może zostać wprowadzone w błąd przez specjalnie przygotowane programy. Przykładowo aplikacja LocationFaker – dostępna zarówno w wersji dla Androida, jak i iOS - pozwala na ustawienie dowolnej lokalizacji w telefonie, niezależnie od faktycznego położenia użytkownika urządzenia. Wreszcie, po trzecie, zdjęcie może być wykonane w danym miejscu i czasie, ale przez inną niż podejrzewana osobę. Celem w tym wypadku jest wprowadzenie odbiorców w błąd co do tożsamości rejestrującego obraz.
Wykorzystanie przez meksykańskich handlarzy narkotyków technologii komunikacyjnych zdaje się wskazywać na trzecią z wyżej wymienionych sytuacji. Na początku 2016 r. ostatecznie schwytano Joaquína "El Chapo" Guzmána, lidera kartelu Sinaloa, uważanego za najpotężniejszego barona narkotykowego w Meksyku i jednego z najgroźniejszych przestępców na świecie. O ile on sam cyfrowymi technologiami posługiwał się z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, o tyle tego samego nie można powiedzieć o jego najbliższych współpracownikach i rodzinie. Jesienią 2015 r., kiedy meksykańskie władze federalne prowadziły poszukiwania narkotykowego bossa, na koncie twitterowym rzekomo należącym do jego syna pojawiło się zdjęcie dwóch osób. Jedną był Guzmán junior, a drugą przypuszczalnie jego ojciec, którego twarz została przesłonięta elementem graficznym. Uważni obserwatorzy spostrzegli, że fotografia było otagowana lokalizacją Costa Rica. Mimo, iż nie rozstrzygnięto, czy chodziło o miasto o tej nazwie w meksykańskim stanie Sinaloa, mateczniku kartelu Guzmána, czy też o państwo Kostaryka, otagowanie zdjęcia wywołało poważne zamieszanie. Po kilku dniach na koncie drugiego syna „El Chapo” pojawiło się zdjęcie bez anonimizujących elementów, umożliwiające rozpoznanie twarzy. Tymczasem przedstawiciele władz publicznie wątpili w zgodność rejestracji zdjęcia z otagowaniem.
Warto przy tym zauważyć, że już we wcześniejszych latach nieuważne geotagowanie przyczyniło się do sukcesów w walce z narkotykowym biznesem. Przestępcy z USA, którzy dodawali do swych profili zdjęcia narkotyków, nie byli świadomi, że zawarte w nich metadane muszą spowodować szybką reakcję organów ścigania. Tak było w przypadku Tyrella Jonesa z Minneapolis, który w 2014 r. nieopatrznie „pochwalił” się na Instagramie posiadanymi substancjami, nie wyłączając wcześniej opcji śledzenia w telefonie. Serwis Instagram staje się skutecznym narzędziem wykrywania i śledzenia działalności przestępczej, bowiem w USA liczba osób namierzonych i aresztowanych przy jego pomocy idzie w setki.
Geotagowanie stało się narzędziem wojny i wywiadu, zarówno w konfliktach wewnętrznych, jak i międzynarodowych. Przykłady zastosowania sięgają od wojen narkotykowych w Meksyku poprzez konflikty na Bliskim Wschodzie aż po Ukrainę.
Jak widać geotagowanie jest skutecznym sposobem śledzenia osób, zdarzeń i procesów. Trzeba jednakże zauważyć, że samo zdjęcie czy inne medium ze współrzędnymi geograficznymi zagrożenia nie stanowi. Dopiero jego opublikowanie w jednym z ogólnodostępnych serwisów społecznościowych stwarza możliwość wykorzystania tych danych przez inne osoby. Nie po raz pierwszy okazuje się, że to słabości człowieka, a nie technologia stanowią zagrożenie. Potrzeba internetowej autokreacji pcha bowiem ludzi do dzielenia się swymi mediami. Bardzo dobrze widać to na przykładzie profili synów „El Chapo” - liczba osób obserwujących ich aktywność internetową sięga setek tysięcy osób. Ta potrzeba pokazania się stanowi dla instytucji odpowiedzialnych za porządek publiczny zarówno szansę, jak i zagrożenie. Pozwala śledzić i wyłapywać tych, którzy mu zagrażają. Tym niemniej funkcjonariusze są tylko ludźmi i sami podlegają takim samym instynktom i słabościom jak ci, których ścigają. Wyzwaniem zatem pozostaje podnoszenie wrażliwości na zagrożenia wynikające z geotagowania w instytucjach bezpieczeństwa, przy jednoczesnym skutecznym wykorzystaniu ich do eliminacji zagrożeń. Andy Warhol powiedział, że „w przyszłości każdy będzie sławny przez 15 minut” - w czasach dzisiejszych realizacja tego pragnienia w Sieci niesie za sobą wiele rodzajów ryzyka, ze śmiercią włącznie.
Maciej Hacaga jest członkiem Zespołu Młodych Naukowców przy Komitecie Prognoz PAN „Polska 2000 Plus”. Absolwent London School of Economics i Uniwersytetu Wiedeńskiego w ramach programu Erasmus Mundus Global Stiudies, a także Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.