Reklama

Cyberbezpieczeństwo

#CyberMagazyn: Haktywizm – piąta władza, informacyjna utopia, czy narzędzie służb specjalnych?

Autor. Shuvro Mojumder/ Unsplash/ Domena publiczna

Rozwój cyberprzestrzeni jako elementu życia przenosi kolejne aspekty codzienności online. Jedną z nich jest aktywizm polityczny, przybierający formę haktywizmu. Czy ugrupowania zrzeszające internautów mogą już zostać nazwane piątą władzą?

Reklama

Haktywizm wywiera piętno na rzeczywistość praktycznie już od swojego zarania i korzeni sięgających słynnej podstrony /b na 4chanie. Tam pierwsi haktywiści zaczęli zdawać sobie sprawę ze swojej siły oraz wpływu, jaki mogą mieć na politykę. Ich „krucjata” przeciwko scjentologii zmieniła się w globalny ruch, który wywołał protesty w świecie rzeczywistym i dał początek najsłynniejszej grupie haktywistycznej – Anonymous.

Reklama

Podstawową przesłanką haktywizmu , a także motorem napędowym jest dążenie do libertariańskiej i utopijnej swobody i wolności w przepływie informacji. Zgodnie z filozofią prezentowaną przez wielu haktywistów – w tym przez Juliana Assange – twórcę WikiLeaks, informacja powinna być wolna i powszechnie dostępna. Haktywiści zachęcają nie tylko do swobodnego dzielenia się muzyką czy filmami – nie zwracając uwagi na prawa autorskie, ale także do podważenia instytucji tajemnicy państwowej. Zwracają oni uwagę na to, że opinia publiczna ma prawo znać kulisy i tajemnice polityki, a tajność informacji prowadzi do nadużyć ze strony rządzących.

Czytaj też

Czy haktywizm jest piątą władzą?

Gwałtowny rozwój prasy i jej roli w XX wieku sprawił, że nauki politologiczne zaczęły mówić o mediach jako instytucji stojącej na równi z dotychczasowymi trzema filarami władzy w państwie demokratycznym – władzą wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Nazwane czwartą władzą media doskonale wpisały się w filozofię „checks and balances”, sprawując kontrolę nad rozwijającą się demokracją, podkreślając i opisując jej defekty i nadużycia do jakich dopuszczają się rządzący.

Reklama

Odpowiedzialność prasy została bardzo szybko dostrzeżona, co skutkuje szeregiem nie tylko regulacji, ale także kodeksów etyki dziennikarskiej, które wyznaczają ramy w jakich powinny poruszać się media. Pozwalają one na weryfikację rzetelności tekstu, zachowanie neutralności w informowaniu, jak i na odpowiednią ochronę zapewnioną dziennikarskiemu źródłu.

Haktywizm wraz ze swoimi dążeniami do wprowadzenia pełnej jawności wszystkich informacji, a także ambicjami i zaangażowaniem politycznym wydaje się aspirować do miana piątej władzy. Dążenie do ujawnienia informacji o – korespondencji, kuluarowych rozmowach, koneksji świata biznesu i polityki prawie zawsze w znaczący sposób oddziałuje na scenę polityczną.

Relatywnie niska, choć rosnąca świadomość zagrożeń mogących występować online wśród społeczeństwa sprawia, że najczęściej jesteśmy łatwym celem dla adwersarzy, działających w cyberprzestrzeni. Informacje o różnym stopniu poufności nie są trudne do uzyskania – chociażby poprzez media społecznościowe. Posługując się siecią można uzyskać również dostęp do informacji tajnych - czego przykładem mogą być chociażby śledztwa prowadzone przez portal Bellingcat.

Można więc przyjąć, że podobnie jak media, haktywiści mogą swoimi działaniami wypełniać rolę podmiotu kontrolującego poczynania wszystkich czterech wymienionych wyżej filarów władzy. Świadomość konsekwencji wynikających np. z wycieku danych może w niektórych przypadkach pełnić nawet funkcję odstraszającą i skłaniającą do postępowania w przyjętych społecznie normach. W tym miejscu można także podnieść argument mówiący o przewadze haktywistów nad dziennikarzami. Dzięki swojej możliwości zachowania anonimowości są oni mniej podatni na zewnętrzne naciski (lub groźby), pozwalając im tym samym na publikowanie odważniejszych materiałów.

Z drugiej strony, haktywizm zdaje się odznaczać cechami charakterystycznymi pokolenia „Z” – krótkim skupieniem uwagi, chaotycznością, emocjonalnością na czele. Bardziej przypomina trudny do opanowania żywioł niż element starannie dobranego mechanizmu balansu władzy. Haktywiści bardzo chętnie i na masową skalę angażują się w problemy medialne, wywołujące silne emocje. Trudnością wydaje się natomiast utrzymanie zaangażowania, które po początkowych sukcesach i zebraniu „owoców, które wiszą nisko” opada, wygasa i przestaje odnosić zapowiadane skutki. Przykładem takiej sytuacji może być zaangażowanie ugrupowań haktywistycznych w kwestię wojny w Ukrainie, gdzie po początkowych sukcesach i ogromnym zaangażowaniu nie pozostało wiele. Trudne w ocenie są także skutki podjętych akcji i ujawnianych dokumentów.

Argumentem o dużej wadze, ale ciężkim do przyporządkowania do którejś ze stron jest kwestia etyki i fact-checkingu. Duże redakcje i renomowana prasa powinna opierać się na wspomnianych jasno wytyczonych zasadach związanych z etyką dziennikarską i rzetelnością. Publikowane informacje powinny być sprawdzane, najlepiej potwierdzone w kilku źródłach. W przypadku haktywizmu często mamy do czynienia z czymś zgoła przeciwnym. Publikowane informacje często przybierają postać ogromnych zbiorów tysięcy dokumentów, mejli, wiadomości. Z nich wybierany jest procent, lub promil – wycięty z kontekstu, który przebija się do nagłówków gazet przedstawiony – bardzo często niczym w krzywym zwierciadle.

Czytaj też

Problem niezależności

Jednym z głównych wyzwań, nie tylko w ocenie haktywizmu, ale także w całym środowisku cyberbezpieczeństwa jest brak możliwości dokładnej atrybucji odpowiedzialności. Ustalenie tożsamości hakera czy haktywisty, często jest niemożliwe, o ile nie popełni on/ona wyraźnego błędu. Sprawia to, że relatywnie łatwo jest podszyć się nie tylko pod państwa, ale także znane grupy haktywistyczne.

Problematyczne jest także rozpatrzenie czynników motywujących haktywistów. Oczywiście – może to być idea, chęć walki o lepsze jutro. Mogą to jednak być także pieniądze, interes polityczny czy gospodarczy.

Opisane wyżej trudności należy również rozpatrywać w kategorii szansy (możliwości) stworzenia dodatkowej płaszczyzny dla działania służb specjalnych czy innych podmiotów zajmujących się walką informacyjną. Wskazują na to badania firm zajmujących się cyberbezpieczeństwem – np. raport firmy Mandiant (dokładnie opisany na łamach CyberDefence24 tutaj), który wiąże grupy haktywistyczne wspierające Rosję z działaniami GRU.

Aktorom „haktywistycznym”, wspieranym de facto przez służby przypisuje się także udział w manipulacjach np. w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku. Wątpliwości budzą także coraz częściej wykorzystywane w kampaniach taśmy, maile czy wiadomości. Z punktu widzenia walki informacyjnej, groźniejsza może być „informacja o informacji”, niż sama ich treść. Ujawnianie tych wiadomości w toku kampanii wyborczej zawsze budzi wątpliwości. Z jednej strony wyborca powinien wiedzieć o potencjalnie szkodliwych praktykach swojego kandydata. Z drugiej strony czy tak głęboka ingerencja w wybory – najczęściej po jednej ze stron bywa dziełem przypadku?

Czytaj też

Cała władza w ręce…

Internet jest narzędziem, które pozwala na zniwelowanie wielu z nierówności społecznych. Zapewnia prawie nieograniczony dostęp do wiedzy, możliwości samokształcenia, rozwoju. Daje także możliwość podjęcia aktywności politycznej dosłownie każdemu. Tak jak każdy może stać się dziennikarzem pisząc swojego bloga, tak każdy może stać się politycznym aktywistą – haktywistą, wykorzystując powszechnie dostępne narzędzia.

Możliwości, jakie daje dostęp do sieci i anonimizacja działań są szczególnie cenne w państwach autorytarnych, gdzie wolność słowa jest znacznie ograniczana, a wyraz sprzeciwu politycznego może wiązać się z bardzo poważnymi reperkusjami. Tak duża sprawczość nie wiąże się jednak zwykle z żadną (sic!) odpowiedzialnością.

Pomimo tego, że termin haktywizm został ukuty w latach 90. XX wieku, haktywizm wciąż można uznać za nowe zjawisko na scenie politycznej. Z racji na jego dynamikę oraz możliwości wykorzystania go jako elementu walki politycznej, trudno jednoznacznie stwierdzić, że staje się piątym elementem balansu sił w państwie. Bez wątpienia można uznać, że jest silnym pretendentem do tej roli.

Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].

Reklama

Komentarze

    Reklama