Według portalu Securityweek, Estonia w ostatnich latach szukała miejsce na umiejscowienie serwerów administracji rządowej poza granicami samego kraju. Taka forma zabezpieczenie ważnych danych dla estońskich oficjeli zostało nazwane wprost przez portal wirtualną ambasadą miała początkowo być zlokalizowana na terenie Wielkie Brytanii. Umiejscowienie centrum danych jest nadal nie znane, ponieważ przedstawiciele odpowiedzialni za cały projekt nie wybrali jeszcze ostatecznie, w którym kraju będą się znajdować. Jednak w obliczu zbliżających się zmian na scenie geopolitycznej Europy z powodu zbliżającej się możliwości Brexitu, Estonia może zmienić partnera w tym przedsięwzięciu.
Estońskie ministerstwo, które jest odpowiednikiem naszego ministerstwa cyfryzacji podkreśla jednak, że sama operacja ma mieć jedynie znamiona centrum danych poza granicami kraju. Trudno jednak sobie wyobrazić, że administracja państwowa sama z siebie chcę zorganizować serwery z plikami zawierającymi informację o Estończykach, tylko z powodu dodatkowej kolokacji danych. W dodatku informację nie są prowadzone z firmami odpowiedzialnymi za kolokacje serwerów a jednak z administracją brytyjską. Co może wskazywać, na to, że Estonia chce tam przechowywać także dane o znaczeniu poufnym, być może nawet tajnym.
Powód dla którego Estonia może bać się o naruszenie integralności własnych danych, leży - według redaktorów Securityweek, tuż przy granicy. Chodzi dokładnie o Rosję, która w ostatnich latach wyrosła na jednego z potężniejszych graczy jeżeli chodzi o działania hakerskie finansowane przez administrację rządową.
Wydaję się, że w takiej sytuacji dodatkowa kopia zapasowa ważnych dokumentów oraz danych należących do administracji estońskiej wydaję się być działaniem godnym pochwały. Szczególnie w przypadku zagrożenie nie tylko sieci informatycznej, ale także sieci energetycznej, jak to miało miejsce choćby na terenie Ukrainy.
Jednak cała sprawa nie jest jeszcze w żadnym stopniu zamknięta, przynajmniej jeżeli chodzi o powstanie centrum danych na terenie Wielkiej Brytanii. Nawet w przypadku Brexitu, wydaję się nawet pewne, że kraj po wyjściu z Unii Europejskiej będzie musiał przyjąć rozwiązania podobne do GDPR, jak podaje Phil Bindley z firmy The Bunker. Inaczej większość obecnie prowadzonych biznesów z zakresu wymiany informacji drogą elektroniczną czy nawet prowadzenia handlu nie mogłaby się odbywać z krajami stowarzyszonymi w Unii Europejskiej. W przypadku jednak gdyby podobne rozwiązania nie pojawiły się i Wielka Brytania jednak wyszła z Unii, możliwie jest założenie podobnego centrum danych w Luksemburgu. Jednak jak wynika z informacji przekazywanych choćby przez Taavi Kotka odpowiedzialnego z stworzenie Centrum Danych poza granicami Państwa nie jest to preferowany scenariusz.
Czytaj też: Sektor chemiczny w USA obawia się cyberataków