Polityka i prawo
Rosja odrzuca amerykańskie zarzuty o cyberataki
Szef ochrony rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew odrzuca zarzuty ze strony władz amerykańskich, że Kreml był zaangażowany w cyberataki na amerykańskie serwery. Zdaniem Patruszewa amerykańscy urzędnicy oskarżają Rosję bez podania jakichkolwiek dowodów, że zdarzenia takie miały miejsce. Ponadto rosyjski urzędnik twierdzi, że w ostatnim czasie Rosjanie zauważyli znaczny wzrost liczby prób szkodzenia systemów informacyjnych Rosji przez siły zewnętrzne.
Jak powiedział Patruszew dla "Rossiiskaya Gazeta", cyberataki na rosyjskie serwery obejmowały próby hakerskiego przejęcia zbiorów danych osobowych. Zdaniem rosyjskiego urzędnika administracja ustępującego prezydenta USA Baracka Obamy oskarżała Rosję o ataki hakerskie, choć nie posiadała na to żadnych dowodów, natomiast specjalnie przemilcza fakt, że wszystkie główne serwery internetowe znajdują się na terytorium USA i wykorzystywane są przez Waszyngton do prowadzenia działań wywiadowczych oraz innych celów, mających na celu utrzymanie dominacji USA na świecie.
Czytaj także: Przygotowania do walki z rosyjską propagandą przed wyborami w Czechach
Według Patruszewa oficjalna strona rosyjskiego prezydenta Władimira Putina regularnie "poddaje się" hakerskim atakom, czasami nawet kilkaset razy dziennie. Część tych ataków jest kierowana według Patruszewa właśnie z terytorium Stanów Zjednoczonych, ponadto z Chin, Indii oraz Europy. Jak zaznacza Patruszew, administracja prezydenta Rosji nie twierdzi wprawdzie, że wiele z tych ataków hakerskich zleca prezydent USA. Strona rosyjska uważa jednak, że kraje zachodnie mają na celu zakłócenie procesów integracyjnych z udziałem Rosji i dyskredytację idei przestrzeni rosyjskiej, przez co zagrażają bezpieczeństwu Rosji i jej państwom sojuszniczym. Przy okazji Patruszew oskarża partię amerykańskich Demokratów, że własne błędy i niepowodzenia zrzuca na Rosję.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany