Reklama

Polityka i prawo

Zabawa warta 3000 złotych? Rząd planuje wprowadzenie kar za "zoombombing"

fot. ExplorerBob / pixabay
fot. ExplorerBob / pixabay

Rząd za sprawą kolejnej już „tarczy antykryzysowej” chce walczyć ze zjawiskiem „zoombombingu”. Projekt ustawy, który wpłynął do Sejmu 22 maja br. planuje dodanie do kodeksu wykroczeń zapisu, na mocy którego za zakłócanie transmisji komunikacji prowadzonej przy użyciu systemu teleinformatycznego będzie groziła kara ograniczenia wolności lub grzywna w wysokości nie niższej niż 1000 złotych.

Projekt czwartej już „tarczy antykryzysowej” wpłynął do Sejmu 22 maja br. W potężnym, liczącym 217 stron projekcie ustawy „o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19 oraz o zmianie niektórych innych ustaw”, znalazł się również zapis, na mocy którego rząd chce postraszyć konsekwencjami za zakłócanie transmisji komunikacji z wykorzystaniem sieci, czyli modnego w ostatnim czasie zjawiska – zoombombingu. 

"Zoombombing” - zjawisko, a właściwie w większości zabawa polega na dołączaniu do trwającej wideokonferencji i przeszkadzaniu w jej prowadzeniu. Przyjmuje on różne formy czy to zakłócanie często poprzez wyzwiska czy wyświetlania niepożądanych treści - w tym pornograficznych. Ostatnim głośnym przypadkiem jest zakłócenie zdalnej lekcji o Biblii, prowadzonej przez Kościół w San Francisco, podczas której dzieciom wyświetlono materiały pornograficzne.

Projekt ustawy zaproponowany przez rząd, zakłada dodanie do Kodeksu Wykroczeń zapisów, na mocy których przewiduje się wprowadzenie kary ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1000 złotych dla osób, które nie będąc do tego uprawnionym, włączają się w transmisję danych prowadzoną przy użyciu systemu teleinformatycznego, udaremniając lub utrudniając użytkownikowi tego systemu przekazywanie informacji.

Wyższe kary, bo kara aresztu, ograniczenia wolności albo kara grzywny nie niższej niż 3000 złotych przewidziana została dla sprawcy, który w ramach zakłóceń w komunikacji „używa słów powszechnie uznanych za obelżywe lub w inny sposób dopuszcza się nieobyczajnego wybryku”.

W uzasadnieniu wskazano, że działania są motywowane m.in. z uwagi na prowadzone w sposób zdalny zajęcia edukacyjne - „w przypadku >>włamań<< połączonych z prezentowaniem treści obraźliwych, obscenicznych, niecenzuralnych lub dyskryminujących, zaburzają porządek społeczny i deprawują małoletnich uczestników transmisji” – czytamy w uzasadnieniu.

Nowy przepis został również wprowadzony, jak zostało to umotywowane w uzasadnieniu, w związku z pogłębiającym się problemem patostreamingu. Dotychczas wgląd w tego typu treści użytkownik posiadał na zasadzie dobrowolnego przystąpienia do transmisji. Jednak, jak wskazują autorzy w uzasadnieniu, „nie można wykluczyć również aktywnego włączania się takich osób (patostreamerów - przyp. red.) w transmisje prowadzone przez innych użytkowników. Działanie takie może bowiem służyć jako swoista reklama działalności patostreamera, który prezentuje w ten sposób przykłady udostępnianych przez siebie treści szerszej publiczności i zwiększa rozpoznawalność swojej >>marki<<” – wskazano.

W projekcie wskazano również na problem tzw. trolli internetowych, czyli osób chcących zakłócać przebieg transmisji tylko dla wewnętrznej potrzeby wywołania negatywnych emocji u innych użytkowników. Należy również uwzględnić ryzyko, jakie niesie za sobą działalność tzw. trolli internetowych, tj. osób, które utrudniają korzystanie z Internetu, kierując się jedynie wewnętrzną potrzebą „przez szeroki wachlarz antyspołecznych zachowań” - zaznaczono w uzasadnieniu. 

Wydaje się, że widmo kary może być odstraszające dla dużej części „dowcipnisiów”,  którzy nie są zbyt zaawansowani w stosowaniu zabezpieczeń w ramach tego typu działalności a zakłócali zajęcia często tylko dla zabawy.

Jedną z najpopularniejszych platform do komunikacji internetowej jest Zoom. Jej wykorzystanie drastycznie wzrosło wraz z wybuchem epidemii koronawirusa i koniecznością przejścia studentów, biznesu a nawet instytucji rządowych na tryb pracy zdalnej. Dane wskazują, że w marcu wykorzystywało ją nawet 200 mln osób (w grudniu ubiegłego roku było to zaledwie 10 mln użytkowników). Jednak wraz ze wzrostem zainteresowania aplikacją, została ona poddana ocenie pod względem bezpieczeństwa. Okazało się, na co wskazują eksperci, że nie spełnia ona wymagań bezpieczeństwa i zawiera krytyczne luki.  

Liczne państwa jak Tajlandii, Niemczech, Singapur i Wielkiej Brytanii oraz Senatu USA które wprowadziły ograniczenia lub zalecenia o niekorzystaniu z popularnej aplikacji do wideokonferencji. Również wielkie prywatne koncerny - Google czy SpaceX, zabroniły jej wykorzystywania z uwagi na liczne luki w zabezpieczeniach. 

Aby ratować reputację aplikacji, jej twórcy nawiązali współpracę z byłym szefem bezpieczeństwa Facebooka Alexem Stamosem, który ma wspomóc platformę w naprawianiu luk i podatności. W zeszły wtorek, jeden z udziałowców firmy złożył przeciwko niej pozew twierdząc, że ukrywała ona informacje odnośnie błędów w oferowanej usłudze.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama