„W tydzień po historycznych protestach na Kubie przeciwko polityce rządu nadal łączność telefoniczna i w sieciach społecznościowych jest przerywana. Niezależne media i sieci społecznościowe stały się nowym wrogiem publicznym kubańskiego rządu” – powiedział niezależny kubański dziennikarz Hector Valdes.
Dziennikarzowi po wielu próbach udało się po tygodniu połączyć przez internet z redakcją chilijskiego dziennika „La Tercera".
„Mam 30 lat i nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Byłem przerażony. Słyszałem strzały i krzyki, widziałem brutalność policji i krew, wszystko to w atmosferze wojny. Od dwóch lat działam jako niezależny dziennikarz, straciłem rachubę ile razy byłem zatrzymywany i karany grzywnami, ile razy grożono mi oskarżeniem o nawoływanie do przemocy. Ciężko żyć ze świadomością, że w każdej chwili mogą zastukać do drzwi i oskarżyć cię o jakieś zmyślone przestępstwo” - cytuje „La Tercera” nagranie rozmowy z kubańskim dziennikarzem.
Jego kolega, Vladimir Turro, reporter opozycyjnej sieci informacyjnej CubaNet, którego cytuje w tym samym, niedzielnym, wydaniu dziennik „La Tercera”, wylicza metody działania kubańskiej policji: „zatrzymania, areszt domowy, konfiskata sprzętu reporterskiego, wyłączenie internetu, to tylko niektóre metody uciszania niezależnych dziennikarzy na Kubie”.
Brak jest oficjalnych danych dotyczących działania niezależnych środków przekazu na Kubie. Artykuł 53 kubańskiej Konstytucji zakazuje rozpowszechniania informacji mediom, które nie należą do państwa, ale mimo rozlicznych utrudnień, zakazów i sankcji liczba opozycyjnych środków przekazu na Kubie z roku na rok rośnie.
Wyłączenie internetu sposobem na walkę z protestami
Jednak najlepszym środkiem przekazu z jakiego korzysta niezależne dziennikarstwo na Kubie stał się internet i dlatego pierwsza rzeczą jaką uczynił rząd, gdy tylko rozpoczęły się w niedzielę protesty uliczne było jego wyłączanie.
Według Amnesty International, zaledwie 25 proc. mieszkańców Kuby korzysta z internetu, a 5 proc. ma do niego dostęp przez WiFi. 4,4 miliona mieszkańców porusza się w internecie za pomocą telefonów komórkowych.
Chilijski publicysta Patricio Fernandez, który prowadzi stałą kolumnę na łamach dziennika „La Tercera” tak przedstawia splot wydarzeń, które spowodowały wybuch publicznych protestów na ulicach kubańskich miast: „W tym miesiącu pandemia doprowadziła do najwyższej liczby zgonów. Brakuje już leków, system ochrony zdrowia jest na krawędzi załamania, a według niektórych już się załamał. Kolejki po artykuły spożywcze są codzienna rzeczywistością, niektórzy zarabiają na życie jako zawodowi „stacze kolejkowi’’, a różnice między tymi, którzy posiadają dewizy na zakup żywności, a tymi którym ich brak stały się wstrząsające”.
„Jednak prawdziwą kroplą, która przelała czarę goryczy stały się „apagones”, wyłączenia światła: przypomniały Kubańczykom czasy głodu, jakie nastąpiły gdy przestał istnieć ZSRR i urwały się dostawy żywności, a z głodu zjadano na wyspie nawet koty”.
Według danych organizacji Access Now zajmującej się obroną praw człowieka i walką o prawa obywatelskie w świecie cyfrowym, 24 wyłączenia internetu, z którymi mieliśmy do czynienia od stycznia do maja tego roku dotyczyły całych państw, bądź też wielu regionów danego kraju jednocześnie. W 11 przypadkach blackoutem dotknięte było więcej niż jedno miasto tego samego regionu, natomiast w 13 – wyłącznie jeden ośrodek miejski, bądź wieś.
Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.