Rosnąca liczba osób pracujących zdalnie oraz zamykanie kolejnych szkół może mieć wpływ na dostępność do Internetu w Stanach Zjednoczonych. Masowo logujący się do sieci użytkownicy najpewniej wywołają pewne trudności z łącznością.
W związku z epidemią Covid-19 coraz więcej firm z USA, m.in Twitter czy JPMorgan Chase, rekomenduje pracownikom pracę zdalną. Możliwość taką ma już w sumie ponad 42 mln Amerykanów, czyli 29 proc siły roboczej kraju. W ramach środków bezpieczeństwa w kraju zamykane są też kolejne szkoły.
Bloomberg podkreśla, że masowo logujący się z domów pracownicy i korzystające z globalnej sieci dzieci mogą nadwyrężyć elementy infrastruktury dostawców Internetu.
"Szerokopasmowy Internet domowy jest najsłabszym elementem systemu, gdzie może dojść do największych przeciążeń. Użytkownicy mogą napotkać >korki< w sieci, a szybkość połączenia znacząco zwolni" - wskazała analityczka Gartnera Lisa Pierce.
Obszary i społeczności z wolniejszymi łączami lub połączone jeszcze kablami miedzianymi jako pierwsze odczują skutki przeciążenia sieci. Narażone są zwłaszcza miejsca, gdzie wiele osób loguje się jednocześnie do pracy lub korzysta z serwisów przesyłających użytkownikom zawartość wideo.
Materiały wideo stanowią obecnie 70 proc. wszystkich danych przesyłanych w sieci. Największymi "zapychaczami sieci" są popularne aplikacje wideo i portale społecznościowe takie jak Netflix, YouTube, Facetime czy Skype - wskazał ekspert Recon Analytics Roger Entner.
Dodał, że obecnie pracownicy zdalni zaczynają prowadzić coraz więcej wideokonferencji, podczas gdy nudzące się w domu dzieci oglądają więcej strumieniowanych filmów i seriali. Te elementy mogą sprawić, że dostęp do sieci będzie utrudniony.
Problemy mogą objawiać się utratą połączeń, wolniejszymi prędkościami ściągania i strumieniowania danych, dłuższymi czasami wczytywania czy utratą ciągłości transmisji wideo.
Dostawcy Internetu AT&T i Verizon zapewniają, że w skali krajowej infrastruktury dostęp w sieciach światłowodowych powinien działać bez przeszkód. "Mamy w naszych systemach dodatkową przepustowość, niezbędną właśnie w takich przypadkach. Możemy zapewnić klientom dostęp do ich pracy gdziekolwiek tego potrzebują, tak, by pozostali produktywni" - zapewnił szef AT&T Jeff McElfresh.
Według Bloomberga pewność przedstawicieli firm wynika z faktu, że liczba połączeń pozostanie stała - zmieni się jednak ich lokalizacja i wzór wykorzystania. Mniej osób używać będzie mocnych łączy instalowanych na potrzeby biurowców, a więcej użytkowników będzie korzystało z potencjalnie przestarzałej infrastruktury budynków mieszkalnych i obszarów podmiejskich. Tak zwane "wąskie gardła" mogą wystąpić tam, gdzie zbiega się wiele ścieżek ruchu internetowego.
Czytaj też: Koronawirus uderza w 5G