Reklama

Polityka i prawo

Kobieta wtargnęła do posiadłości Trumpa. Miała ze sobą złośliwe oprogramowanie

Fot. Gage Skidmore/Wikimedia Commons/CC 2.0
Fot. Gage Skidmore/Wikimedia Commons/CC 2.0

W posiadłości prezydenta USA Donalda Trumpa w Mar-a-Lago w sobotę aresztowano kobietę, która wtargnęła na jej teren. Zatrzymana miała przy sobie cztery telefony komórkowe, nośnik ze złośliwym oprogramowaniem i dwa chińskie paszporty - podał w środę serwis Ars Technica.

Kobieta, zidentyfikowana jako 32-letnia Chinka Yujing Zhang podczas zatrzymania powiedziała funkcjonariuszom Secret Service, że chciała skorzystać z basenu. Na teren obiektu dostała się dzięki paszportowi, zawierającemu dane zgodne z nazwiskiem jednego z członków prezydenckiego klubu golfowego. Ze względu na "barierę językową" pracownicy ochrony uznali Chinkę za córkę człowieka o tym samym nazwisku, należącego do klubu.

Agentom Secret Service Zhang przedstawiła dokument w języku mandaryńskim, który miał być zaproszeniem do wzięcia udziału w wydarzeniu na terenie ośrodka. Funkcjonariusze nie byli w stanie potwierdzić autentyczności zaproszenia, stwierdzono jednak, że wydarzenie, o którym mówi Chinka, nie jest ujęte w sobotniej agendzie klubu. Uznali, że kobieta przebywa na terenie nieruchomości niezgodnie z prawem i przewieźli Zhang do biura Secret Service w West Palm Beach na Florydzie.

Podczas przesłuchania Zhang powiedziała, że zgodnie z instrukcjami, jakie otrzymała od "swojego chińskiego przyjaciela Charlesa", miała odbyć podróż z Szanghaju na Florydę, wziąć udział w wydarzeniu na terenie klubu i odbyć rozmowę z członkami rodziny prezydenta na temat amerykańsko-chińskich relacji gospodarczych" - napisał jeden z funkcjonariuszy Secret Service w dokumentach, które trafiły do sądu na Florydzie.

Według agenta podczas przeszukania Zhang znaleziono przy niej przenośny dysk USB zawierający złośliwe oprogramowanie, a także cztery telefony komórkowe i laptopa z dyskiem zewnętrznym. Przedstawiciele służb odmówili mediom komentarzy w związku ze sprawą.

Serwis Ars Technica ocenia, że zdarzenie w prezydenckim klubie golfowym może budzić wątpliwości co do działania służb bezpieczeństwa, które zezwoliły nieuprawnionej osobie na przedostanie się na teren strzeżonej przez Secret Service nieruchomości z "budzącą podejrzenia liczbą urządzeń elektronicznych" oraz złośliwym oprogramowaniem.

Według mediów prezydenta Trumpa nie było na terenie nieruchomości podczas wtargnięcia Zhang

PAP

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama