Reklama

Polityka i prawo

Fot. Gage Skidmore/flickr

Donald Trump organizuje spotkanie z gigantami technologicznymi. Tematem wolność słowa

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump wezwie do siebie przedstawicieli największych firm technologicznych, których obwinia o stronniczość oraz „cenzurowanie” haseł w Internecie. Dodatkowo głowa państwa podkreśla, że jego administracja bada możliwości zapewnienia „wolności słowa” w sieci. 

W czwartek wieczorem czasu polskiego Trump przyjął w Białym Domu grupę swoich internetowych zwolenników, by rozmawiać o doświadczeniach "cenzury" w sieci. Prezydent po raz kolejny oskarżył przy tym Facebooka, Google'a i Twittera o "tłamszenie" konserwatywnych głosów (czemu firmy zaprzeczają). Powiedział też - bez podawania szczegółów - że polecił swojej administracji wyszukanie przepisów, które mogłyby dodatkowo chronić "wolność słowa" gwarantowaną przez pierwszą poprawkę do amerykańskiej Konstytucji.

"Nie damy się uciszyć" - powiedział Trump zebranym, odnosząc się do wahań liczby kont obserwujących jego konto na Twitterze, jedno z najpopularniejszych na platformie (ok. 61 mln). "Big tech nie może cenzurować głosów" - podkreślał prezydent. Przyznał jednak, że niektórzy konserwatywni komentatorzy postępują za daleko.

Reuters podał, że w spotkaniu w Białym Domu oprócz prezydenta uczestniczyli niektórzy członkowie jego gabinetu, syn - Donald Trump Jr., a także kilkanaścioro prawicowych "internetowych prowokatorów", m.in. zablokowana na platformie Pinterest działaczka antyaborcyjna Lila Rose oraz prowadzący pro-Trumpowski serwis YourVoice America Bill Mitchell.

Demokratyczny senator Mark Warner ocenił, że zamiast "walczyć z rosyjską dezinformacją w mediach społecznościowych, karać działania ze szkodą dla konkurencji lub chronić prywatność i dane Amerykanów, prezydent zaprosił do Białego Domu (internetowych) trolli, zwolenników teorii spiskowych i antysemitów wraz z całą sekcją komentarzy".

Agencja Reutera informowała uprzednio, że na wydarzenie opisywane wcześniej jako "szczyt nt. mediów społecznościowych" i "spotkanie cyfrowych liderów" zaproszeń nie otrzymali sami dostawcy największych platform internetowych. Trump zapowiedział jednak, że w najbliższych tygodniach wezwie do siebie ich przedstawicieli na rozmowy. Nie wykluczył, że zaprosi do nich również część gości czwartkowego spotkania.

Facebook, Google i Twitter odmówiły komentowania zapowiedzi prezydenta. Zrzeszająca główne amerykańskie koncerny technologiczne organizacja branżowa Internet Association wystosowała natomiast komunikat, zgodnie z którym "firmy internetowe nie są nastawione przeciwko jakiejkolwiek ideologii politycznej". Wskazała również, że "w szczególności głosy konserwatywne z dużym skutkiem korzystały z mediów społecznościowych".

We wtorek (czasu miejscowego) Donald Trump przegrał batalię w nowojorskim sądzie apelacyjnym, który uznał, że prezydent USA wykorzystuje swoje konto na Twitterze w celach oficjalnych, a tym samym blokowanie przez niego krytycznych użytkowników jest niekonstytucyjne.

Agencja Reutera przypomina, że Trump jest krytycznie nastawiony do większości tradycyjnych mediów głównego nurtu. Wielokrotnie zapewniał też, że nie zostałby wybrany w 2016 r., gdyby nie Twitter i Facebook. Również w czwartek mówił o potędze mediów społecznościowych. Mimo to prezydent i inni politycy Partii Republikańskiej regularnie oskarżają duże platformy internetowe m.in. o faworyzowanie Partii Demokratycznej. Rzekomemu uprzedzeniu do konserwatywnych poglądów poświęcono liczne posiedzenia Kongresu.

16 lipca senacki panel pod przewodnictwem Republikanina Teda Cruza zorganizuje wysłuchanie z udziałem wiceprezesa ds. polityki publicznej Google'a, Karana Bhatii, pt. "Google i cenzura za pośrednictwem wyszukiwarek internetowych". Tego samego dnia dyrektorzy koncernu z Mountain View, a także Amazona, Apple'a i Facebooka złożą zeznania przed podkomisją antytrustową Komisji Sprawiedliwości Izby Reprezentantów USA badającą kwestię konkurencji w sektorze technologicznym.

SZP/PAP

Reklama

Komentarze

    Reklama