W wyniku zdarzeń losowych ucierpiało kilka elementów infrastruktury krytycznej Iranu w tym petrochemia Bouali, firma Marun odpowiedzialna za produkcję i wydobycie gazu oraz ropy naftowej, petrochemia Bisoton czy ostatnio sieć przesyłowa odpowiedzialna za transport gazu w okolicy Gonaveh. W ostatnim wystąpieniu gen. Gholam Reza Jalali odpowiedzialny na bezpieczeństwo cywilne, zaprzeczył jakoby incydenty miały być spowodowane przez atak hakerski.
Bliskość tych dwóch pierwszych zdarzeń i ich wpływ na gospodarkę skłoniło izbę odpowiedzialną za cyberbezpieczeństwo Iranu do analizy zdarzeń pod kontem ataków hakerskich mających na celu zniszczenie infrastruktury energetycznej na terenie Iranu. Jak podaję Abolhasen Firoozabadi, sekretarz w Irańskim odpowiedniku polskiego NC Cyber (Iran’s Supreme National Cyberspace Council) – Specjalne zespoły zostaną wysłane na miejsca katastrof w celu zbadania, czy wydarzenia jakie miały miejsce na przestrzeni ostatniego miesiąca mogły być spowodowane przez awarię lub ataki na systemy cybernetyczne – przekazał w rozmowie z lokalnymi mediami Firoozabadi, jak podaję dziennik Times.
Według kalendarium wydarzeń sytuacja wyglądała patrząc ze strony Iranu zdecydowanie nieciekawie. 6 lipca w mieście Bouali na nabrzeżu Zatoki Perskiej zdarzył się pierwszy z serii przypadków, ogień strażakom udało się zgasić dopiero po 3 dnia.Niebezpieczna chmura toksycznego dymu dostała się nad 300 tys. pobliskie miasto Mahshahr stanowiąc poważne zagrożenie. Szczęśliwie dla wszystkich mieszkańców, nikomu nic się nie stało. Jednak pożarł spowodował straty w firmie zarządzającą petrochemią, sięgające kilkunastu milionów dolarów.
Zaledwie 48 godzin później w Marun nastąpił wybuch rury z ciekłym gazem. W jego wyniku zginął jeden z pracowników, który próbował naprawić wyciek gazu, który jak podają władze miał być bezpośrednią przyczyną tego wypadku. 29 lipca wybuch kolejny pożar, tym razem w petrochemii Bisotoon, ogień udało się opanować w ciągu zaledwie dwóch dni. Wszystkie katastrofy zdaniem władz Iranu były tylko nieszczęśliwymi wypadkami spowodowanymi przez usterki techniczne oraz ludzkie błędy jak podaje dziennik Time.
Jednak sprawa zaczyna wyglądać nieciekawie, 6 sierpnia w odstępie zaledwie kilku godzin od siebie, jednocześnie wybucha linia przesyłowa gazu w okolicach miasta Gonaveh, w jej wyniku miał zginąć jeden z pracowników. Kilka godzin później petrochemia Imam Khomeini staję w płomieniach. Tym razem ogień pojawił się tylko w jednej sekcji, co pozwoliło strażakom na szybkie opanowanie całej sytuacji, bez potrzeby zamykania całej petrochemii. W odniesieniu do ostatnich wydarzeń i możliwym ataku cybernetycznym władzę wydają się milczeć, zasłaniając się trwającym nadal dochodzeniem.
Jednak gen. Gholam Reza Jalali dowódca obrony cywilnej Iranu, w ostatnim wystąpieniu dla mediów, cytowanym przez Tasnimnews podkreślał, że żadne z tych zdarzeń nie było spowodowane przez atak hakerski. Jednak sytuacja wydaję się podobna do tej, która miała miejsce w 2010 roku, kiedy to robak komputerowy Stuxnet zaatakował ośrodek wzbogacania uranu. Wtedy to też, władzę Iranu dementowały doniesienia o możliwości cyberataku na Irański program atomowy.
Sytuacja także wydaję się w pewnym stopniu przypominać rok 2012, w którym ataki hakerskie spowodowały wybuchy pożarów podobne do tych z tego roku. Po tych zdarzeniach władze zdecydowały się na wyłączenie infrastruktury krytycznej z dostępu do sieci internetowej. Nadal także trwają pracę na narodową wersją globalnej sieci, która według doniesień ekspertów będzie pozostawać pod ścisłą kontrolą Teheranu.
Czytaj też: Izraelski haker włamał się do dostawcy internetu w Iranie