Polityka i prawo
#CyberWeekend: „Mój Jaś to zrobił? Niemożliwe!”. Cyberprzemoc u dzieci: sprawca
Czy potrafisz zidentyfikować symptomy świadczące, że twoje dziecko jest cyberagresorem? Gdyby doszło do takiej sytuacji, umiałbyś się zachować? Jak wiele wiesz o cyberprzemocy z perspektywy sprawcy? Przekonaj się sam.
Cyberprzemoc nie rodzi się sama. Stoi za nią sprawca, który działając – nieświadomie lub w pełni świadomie, z premedytacją – zadaje drugiej stronie ból psychiczny, który jest dużo trudniejszy do zniesienia, niż ten fizyczny. Z tego powodu zwykle uwaga społeczeństwa skupiona jest na cyberofierze, na jej cierpieniu, emocjach, przeżyciach. Zdecydowanie mniej mówi się o tym, co dzieje się po stronie agresora – skąd u niego takie zachowanie, jak przeżywa to, czego się dopuścił, z jakimi problemami się zmaga. To wszystko schodzi na dalszy plan, co – jak pokazała rozmowa z mgr Karoliną Gątarek – jest błędem, ponieważ sprawcą także targają emocje, które popychają go do skrajnych zachowań.
Zastanówmy się, czy stojąc z boku potrafimy rozpoznać, że nasze dziecko jest cyberagresorem? Co zrobilibyśmy, gdyby faktycznie tak było? Jakie emocje by się w nas zrodziły? Czy potrafilibyśmy pomóc i naszym pociechom, i sobie? Portal CyberDefence24.pl zachęca do lektury i refleksji nad problemem.
Szymon Palczewski, portal CyberDefence24.pl: Doskonale wiemy, że dzieci, ale także nastolatkowie, bywają w stosunku do rówieśników bezwzględne, a internet dał im dodatkowe możliwości w tym aspekcie, co skrzętnie wykorzystują. W związku z tym chciałbym zadać kluczowe pytanie: czym różni się cyberagresja dorosłych od cyberagresji dzieci i młodzieży?
Karolina Gątarek, specjalistka Zakładu Psychologii Zdrowia Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka”: W ramach naszego zespołu specjalistów nieraz zastanawialiśmy się nad tą kwestią. Pojawiały się różne głosy na ten temat. Część z nas uważa, że trudno jest wskazać, czym różni się cyberagresja dorosłych od cyberagresji dzieci, bo przecież jak można ocenić, czym różni się skrzywdzony człowiek i jego emocje, niezależnie od tego, ile ma lat, od innego skrzywdzonego człowieka? Przecież to, czy mamy 5, 10, 20 czy 50 lat w momencie, kiedy ktoś nam „przyłoży”, to tak samo boli.
Z drugiej jednak strony warto zwrócić uwagę, że dorośli mają za sobą więcej przeżyć, przez co posiadają więcej „warstw ochronnych” niż dzieci. Nasz bagaż doświadczeń sprawia, że potrafimy stanąć obok i popatrzeć na problem z dystansu. Mechanizmy obronne jakie wykształciliśmy sprawiają dodatkowo, że niektóre rzeczy potrafimy obrócić w żart. Umiemy zrobić te przysłowiowe „trzy wdechy”, zanim podejmiemy jakieś działania.
Ponadto, jako dorośli posiadamy pewne narzędzia, które pomagają nam w neutralizacji emocji i napięcia – może to być np. rozmowa z przyjacielem. Dodatkowo, zwykle wiemy co i jak zrobić, aby dany problem rozwiązać lub wiemy, do kogo udać się po konkretną pomoc.
Odnosząc się do powyższych kwestii, łatwo zauważyć, że dzieci są bardziej bezbronne. Nie posiadają tych wszystkich „dorosłych” atrybutów i umiejętności. Nie rozumieją wielu zjawisk. Dla dzieci świat jest „czarno-biały”, pozbawiony szarości. Wynika to z faktu, że nie potrafią odróżniać pewnych zachowań i ich wieloznaczności, odczytywać intencji, nie mają krytycznego myślenia. W momencie, gdy zostaną skrzywdzone, mają wrażenie, że wszystko się skończyło, że „to już koniec” i „nic się nie da zrobić”.
Co ważne, dzieci często nie zwracają się o pomoc, bo np. wstydzą się lub też boją się reakcji dorosłych – rodziców, najbliższych, opiekunów, wychowawców itp. A w niektórych przypadkach, nawet gdyby chciały powiadomić o problemie, nie mają do kogo się zwrócić. Nie wszystkie rodziny są idealne, a my nie żyjemy w utopijnym świecie. W takiej sytuacji najmłodsi muszą wiedzieć, że mogą poprosić o wsparcie każdego dorosłego, niezależnie kim jest – może to być mama kolegi czy koleżanki, albo policjant, albo inny znany i serdeczny dorosły człowiek. Trzeba je tego nauczyć. Dorosły porozmawia z partnerem, przyjacielem albo przedstawicielem służb pomocowych – zazwyczaj wie, gdzie szukać pomocy. Dziecko też musi mieć kogoś takiego i wiedzieć, że może takiej pomocy szukać.
SZP: Czy zgodzi się pani ze stwierdzeniem, że z jednej strony my, dorośli, potrafimy sobie radzić z problemami, ponieważ – tak jak już wspomnieliśmy – mamy wykształcone mechanizmy obronne, które powstały na bazie naszych doświadczeń, lecz z drugiej potrafimy działać z premedytacją, celowo i z zimną krwią ranić? W przypadku dzieci w wielu sytuacjach w ich postępowaniu nie ma bezpośredniej motywacji wyrządzenia bólu, ponieważ albo robią coś dla żartu, albo na pokaz, albo też żeby przypodobać się grupie. Wydaje się, że jeśli dorośli dopuszczają się cyberprzemocy, często jest to jednak perfidnie zaplanowane działanie z myślą o zranieniu.
KG: Posłużę się typową odpowiedzią dla psychologa: „to zależy”. Pamiętajmy, że dorośli niekiedy także nie działają celowo z zamiarem spowodowania krzywdy, ich intencje nie są na to nastawione. Z drugiej strony oczywiście ma pan rację. Nie brakuje przypadków, gdzie osoby powyżej 18. roku życia działają z zimną krwią i to nie w pojedynczym przypadku, lecz wielokrotnie raniąc.
Zanim podejmie się jakieś działania, warto zastanowić się nad potencjalnymi konsekwencjami, pomyśleć o możliwych skutkach naszych poczynań czy decyzji; byłoby idealnie „wejść w buty innych” i zastanowić się co oni mogą poczuć w następstwie tego, co planujemy zrobić – jednak w moim doświadczeniu zawodowym niejednokrotnie spotkałam się z zupełnie odmiennymi zachowaniami. Są osoby, które w ogóle nie zastanawiają się nad skutkami swoich czynów, a gdy się im zwróci na to uwagę są wręcz zdumione, że np. to, co w ich opinii jest żartem, dla drugiej strony okazuje się bardzo bolesnym ciosem. W sieci ta „odwaga” jest jeszcze większa, co podkreśla jedynie skalę problemu.
Niemniej jednak muszę zaznaczyć, że niestety dzieci również niekiedy potrafią być okrutne, np. szukać zemsty za pomocą internetu. Co wydaje się zaskakujące, robią to bardzo świadomie w jednym celu: by zadać ból. Wynika to z różnych czynników. Jednym z nich jest powielanie zachowań wyniesionych z domu – nie żyjemy w idealnym świecie, gdzie nie ma patologicznych rodzin. To z reguły dzieci bardzo skrzywdzone, które na własnej skórze doświadczyły nie tylko przemocy psychicznej, ale i fizycznej. A internet jest dla nich bardzo dobrym narzędziem do wylewania swoich żali oraz emocji na innych w myśl zasady: „agresja rodzi agresję”.
W tym kontekście zwróciłabym także uwagę na inne wzorce, z jakich czerpią dzieci i nastolatkowie. To nie tylko rodzina, najbliżsi, środowisko znajomych czy przyjaciele, ale również rozrywka, z jaką mają do czynienia: brutalne gry komputerowe lub krwawe produkcje filmowe, gdzie kontent napakowany jest dużą ilością bezwzględnej przemocy, aby była „krew dla samej krwi”. Tego typu materiały – podkreślmy: niedostosowane do wieku odbiorcy; ale także oglądane czy używane bez możliwości omówienia tego z kimś dorosłym, kto mógłby dopowiedzieć czy wyjaśnić czym jest „fikcja filmowa”, czy jak odróżnić dobro od zła – uodporniają najmłodszych na cierpienie innych, co sprawia, że niektórzy stają się mniej wrażliwi na ból fizyczny i psychiczny. Dla mnie jako psychologa to z pewnością nie jest „OK”. To coraz częstsze zjawisko: mylenie prawdziwego świata i życia z fikcją filmową lub tą z gier.
SZP: Skąd w ogóle bierze się wśród najmłodszych użytkowników chęć stosowania cyberprzemocy? Co pcha nasze pociechy do cyberagresji i wyrządzania krzywdy swoim rówieśnikom?
KG: Z jednej strony może to być chęć zaimponowania innym, poczucia się chociaż na chwilę silnym, zdominowania słabszych, zyskania szacunku wśród rówieśników, poczucia się ważnym i znaczącym, mającym wpływ albo władzę. Do cyberprzemocy wśród najmłodszych dochodzi także z chęci dokonania zemsty, często niewspółmiernej do okoliczności, a także zwykłej bezmyślności i działań bezrefleksyjnych. Mówimy tu o tzw. „efekcie kabiny pilota”, gdzie sprawców cyberprzemocy porównuje się do pilotów bombowców z czasów operacji wojennych, zrzucających ładunki na swoje cele. Nie widzą oni wówczas skali zniszczeń, jakie wywołały ich działania. Często jest tak również w przypadku cyberagresorów w sieci, gdzie sprawca bagatelizuje swoje czyny, zamyka komputer, idzie zająć się innymi sprawami, bo przecież „nic się takiego nie stało”, podczas gdy w tym samym czasie ofiara cierpi.
Nieraz spotkałam się z sytuacją, gdzie dziecko stworzyło jakiegoś mema z wizerunkiem kolegi/koleżanki, wrzuciło go do sieci, bo przecież był śmieszny. Nawet gdyby można uznać, że tak było, to przecież dzieje się to kosztem drugiej strony, która w ten sposób zostaje zraniona, skrzywdzona, ośmieszona, poniżona – tak być nie może! Dodajmy do tego jeszcze kwestie prawne z zakresu RODO. A to wszystko dlatego, że cyberagresor nie widzi się twarzą w twarz ze swoją potencjalną ofiarą i nie widzi jej cierpienia, smutku, łez – czyli nie widzi konsekwencji swoich „żartów”. Nie ma zapewne też świadomości – albo po prostu o tym nie myśli – jak szybko taka „wiadomość” roznosi się w sieci, jakich zasięgów nabiera i że nigdy z tej sieci nie ginie.
SZP: Jak rozpoznać, że nasze dziecko jest sprawcą cyberprzemocy? Czy można zauważyć jakieś symptomy, zmiany zachowania, które by na to wskazywały?
KG: To kolejne bardzo trudne i złożone pytanie. Składa się na to wiele czynników. Proszę zauważyć, że jeśli ja nie znam swojego dziecka, bo jestem tak pochłonięta swoim własnym życiem – pracą, karierą, rozwojem itd. – i nie mam czasu, siły albo w ogóle zwyczaju, aby z nim porozmawiać, to siłą rzeczy nie mam pojęcia, jak ono na co dzień się zachowuje, co robi, jak funkcjonuje, jakie jest. Nie wiem, co wywołuje u niego złość, agresję, skłania do przemocy, albo co go gnębi albo smuci. W takiej sytuacji marne są szanse, aby zobaczyć, że nasza pociecha jest ofiarą cyberagresora – a tutaj psychologowie czy inni specjaliści potrafią wskazać, co powinno nas zaalarmować – nie mówiąc już o rozpoznaniu, iż to ono samo zadaje ból innym. Powiedziałabym wręcz, że to problem dzisiejszych czasów, gdzie my – generalnie jako ludzie – mało się sobą interesujemy i rozmawiamy. Straciliśmy czujność, staliśmy się mniej spostrzegawczy i otwarci i ciekawi drugiego człowieka – a tego bardzo potrzebuje każdy z nas, a dzieci – jeszcze bardziej.
Kolejnym problemem, który przysłania nam realistyczny obraz i pogląd na sprawę jest to, że bardzo często idealizujemy swoje dzieci. Ile razy słyszymy: „Mój Jaś to zrobił? Niemożliwe! Przecież to aniołek!”. Takie podejście jest bardzo częste. A jeśli już nawet ktoś „udowodni” winę naszym pociechom, staramy się je usprawiedliwić i wybielić za wszelką cenę. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że może „mój Jaś” faktycznie źle zrobił i dopuścił się cyberprzemocy, ponieważ uderzyłoby to również w nas samych. Pojawiłoby się poczucie, że może nie sprawdziliśmy się jako rodzice, coś przeoczyliśmy, zawiedliśmy.
W związku z tym zachęcam do uważnej, acz życzliwej obserwacji, szczerą rozmowę od najmłodszych lat życia dziecka, budowę obopólnego zaufania. Proszę jednak uważać, aby nie przerodziło się to w kontrolę. Chodzi tu przede wszystkim o nawiązanie pewnego „paktu” z dzieckiem, w ramach którego wyjaśnimy mu i pokażemy, co go czeka w sieci – zarówno dobrego, jak i złego – zanim przeniesie tam swoją aktywność. Pamiętajmy, aby nie straszyć naszych pociech, aby bały się korzystać z dobrodziejstw, jakie oferuje internet, lecz starajmy się wykształcić w nich nawyki racjonalnego podejścia do technologii, czujności i uwagi. No i jednak bądźmy czujni na różne sygnały zmiany zachowania, rozmawiajmy, pytajmy, bądźmy obecni w życiu i dorastaniu swoich dzieci.
SZP: W jaki sposób możemy zareagować, gdy wiemy, że nasze dziecko jest sprawcą cyberprzemocy? Kto oprócz rodziców oraz najbliższych może i powinien zaangażować się w rozwiązanie problemu?
KG: Sprawca cyberprzemocy nie może zostać bezkarny. Nie może być tak, że ktoś kogoś skrzywdził, zranił, zadał ból, a my wiedząc o tym, nic nie robimy. Jeśli nie zareagujemy, cyberagresor dostanie sygnał, że dalej może robić co chce, aby np. rozładować swoje napięcie. W ten sposób rodzi się w nim przekonanie, często nieświadome, że może tak robić, że to OK, że może spróbować jeszcze więcej, jeszcze bardziej i – przede wszystkim: bezkarnie. Z kolei, gdy nie będziemy obojętni, a zareagujemy, porozmawiamy, wyjaśnimy – agresor dostaje informację, że jego postępowanie jest potępiane. Fajnie, gdybyśmy pomogli sprawić, że zrodzi się w nim refleksja, która skłoni go do zastanowienia się nad tym, co zrobił. No i bardzo ważne – żeby ofiara dostała zadośćuczynienie i pewność, że jest ktoś, kto zareaguje i pomoże.
Warto jednak pamiętać, że często jest również tak, zwłaszcza w przypadku najmłodszych, że przemoc nie jest zamierzona. Jest wiele przypadków, gdy sprawca nie działa celowo, aby komuś dokuczyć. Mógł to być np. głupi żart, który „wymknął się spod kontroli” i poszedł za daleko, a nasz rzekomy „napastnik” zupełnie nie spodziewał się, że wywoła on aż takie spustoszenie. Równie często bywa tak, że jedno zdanie czy nawet słowo może być bardzo bolesne i stanowić przejaw cyberprzemocy. Dzieci, w przeciwieństwie do dorosłych – przynajmniej w teorii – nie mają wykształconej zdolności przewidywania przyszłych skutków. W związku z tym np. ich szczerość może kogoś zranić, choć w ogóle nie miały takiego zamiaru.
W rozwiązanie problemu powinni zaangażować się najbliżsi – rodzice, opiekunowie, wychowawcy – jednak w momencie, kiedy dojdzie do poważniejszego incydentu, konieczne może okazać się zawiadomienie odpowiednich służb i instytucji, w tym Policji, administratorów stron internetowych itp.
Zdaję sobie sprawę, że tego typu sytuacje, to ogromny ładunek emocjonalny, jednak nie dajmy upustu swoim negatywnym emocjom: nie krzyczmy na dzieci. Na spokojnie usiądźmy i ustalmy, co się stało, dlaczego i jak możemy w tym momencie to zmienić czy naprawić. Ponieważ tylko w ten sposób najmłodsi mogą, przy naszej pomocy, nauczyć się „działania kryzysowego”: wyjaśnić co się wydarzyło i dlaczego, usłyszeć oraz zrozumieć jak mocno swoim zachowaniem kogoś zranili i że popełnić błąd można, ale trzeba przeprosić i starać się go naprawić jak najlepiej, ale także, iż trzeba ponieść konsekwencje swoich czynów.
Pamiętajmy też, że nie ma nic gorszego, niż pozostawienie sprawcy bez pomocy. Dla wielu ludzi wydaje się to dziwne, ale tak – cyberagresor również musi otrzymać wsparcie. I to niezależnie od tego, jakie motywacje nim kierowały: czy rzeczywiście chciał skrzywdzić, czy działał dla poklasku, żartu lub z bezmyślności. My tak naprawdę nie musimy zrozumieć, dlaczego on to zrobił. Kluczowe jest jednak wysłuchanie jego perspektywy i rozmowa. Pamiętajmy, że to także jest dziecko, nastolatek – po prostu człowiek – ze swoimi emocjami, przeżyciami, doświadczeniem i często potrzebujący pomocy w wielu aspektach.
Wracając jeszcze do wspomnianego wcześniej „poniesienia konsekwencji”, bardzo ważne jest zadośćuczynienie osobie skrzywdzonej doznanego bólu i szczere przeprosiny. Nasze dziecko musi wiedzieć, że ciężar odpowiedzialności spoczywa na nim i to ono samo – choć przy naszym wsparciu – musi naprawić swój błąd. Rodzice nie mogą w tym zakresie wyręczać swoich pociech, co często ma miejsce. Niekiedy widzimy, że to opiekunowie idą do rodziny ofiary i przepraszają w imieniu swoich dzieci. To niewłaściwe rozwiązanie, które nie uczy odpowiedzialności najmłodszych. W tego typu przypadkach spojrzenie skrzywdzonej i cierpiącej osobie w oczy i powiedzenie „przepraszam” jest wielką nauką oraz wyzwaniem dla sprawcy.
W związku z tym podkreślę raz jeszcze – w reakcji na cyberagresję ze strony naszego dziecka kluczowa jest rozmowa, wytłumaczenie, edukowanie, wspieranie i naprawianie. Po całej sytuacji uświadommy najmłodszych, że każdy z różnych powodów popełnia błędy, a to wcale nas nie przekreśla i nadal można być „fajnym gościem”.
Pierwszą część wywiadu z mgr Karoliną Gątarek, poświęconą ofiarom cyberprzemocy można znaleźć pod linkiem.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany