Social media
#CyberMagazyn: Sharenting kosztem prywatności najmłodszych. Zdjęcia dzieci zalewają media społecznościowe
Pierwszy uśmiech, posiłek, raczkowanie, kroki, wakacje, urodziny… życie dzieci jest szczegółowo relacjonowane przez ich rodziców, publikujących zdjęcia pociech w mediach społecznościowych. Głodni pochwał, lajków, komentarzy i uwagi. Mało kto pamięta o prywatności, a zjawisko sharentingu ma swoje poważne konsekwencje. Jakie?
Żyjemy w sieci, budząc się i zasypiając przy świetle smartfonów. Relacjonujemy swoje życie w social mediach, pokazując co robimy, z kim się spotykamy, jakie mamy pasje, co jemy...
W potrzebie ciągłego bycia online i strachu przed pominięciem "ważnego" wydarzenia z życia innych (FOMO – Fear of Missing Out) włączamy w to swoich najbliższych. Kiedy pojawi się w domu nowy członek rodziny, pokazujemy jego pierwsze uśmiechy, ruchy, a nawet oddechy.
Na popularności zyskują nie tylko zdjęcia noworodków na rękach mamy, kiedy tylko pojawią się na świecie, ale też sesje porodowe czy relacje na żywo prosto ze szpitalnej sali. Celebrowanie ważnej dla rodziców chwili nie jest niczym złym, pod warunkiem, że nie dzielą się tymi zdjęciami w social mediach. Dlaczego?
Sharenting – dzielenie się ze światem chwilami z dzieckiem
Zjawisko sharentingu to z angielskiego zbitka słów „share” (dzielić się) oraz „parenting” (rodzicielstwo). Dobrze określa to chęć dzielenia się ze światem swoim macierzyństwem czy też ojcostwem – często bezrefleksyjnym udostępnianiem wizerunku malucha, bez zważania na konsekwencje – w teraźniejszości oraz przyszłości (oraz bez jego zgody).
Już z badania przeprowadzonego w 2019 roku „Sharenting po polsku” wynikało, że co najmniej 61 proc. rodziców wrzuca zdjęcia swoich dzieci co najmniej raz w miesiącu. W 2021 roku – postępującej cyfryzacji życia w niemal każdym jego aspekcie, związanej m.in. z pandemią – można się jedynie spodziewać, że liczby te znacznie wzrosły.
Rodzice lub opiekunowie dzieci nie pamiętają, że umieszczane przez nich pliki nie mają zabezpieczenia przed kopiowaniem. Nie mogą zatem sprawdzić, kto je pobrał, gdzie je będzie przechowywał i czy zdecyduje się na ich publikację w innych miejscach w sieci. Usunięcie go z konta społecznościowego rodzica nie oznacza, że zniknęło ono z internetu – w tym momencie może istnieć nieskończenie wiele jego kopii. Zasada „raz opublikowane zostaje w sieci na zawsze” powinna przyświecać każdemu opiekunowi. Równie istotne jest zadbanie o dane osobowe podopiecznego i nieumieszczanie ich na platformach społecznościowych.
Pokaż mi swoje zdjęcia, a powiem ci, kim jesteś
Wydawać by się mogło, że „drobnym”, choć istotnym aspektem jest również fakt targetowania odbiorców za pośrednictwem social mediów. Użytkownicy platform społecznościowych zapominają, że każdy umieszczony na Facebooku, Instagramie czy TikToku materiał zostawia cyfrowy ślad – informacje, które mówią o nim więcej, niż niejednokrotnie sam mógłby powiedzieć o sobie.
Algorytmy platform analizują każdą informację: o zaręczynach, ślubie, narodzinach dziecka, urodzinach bliskiej osoby, którą zdecyduje się relacjonować użytkownik i dopasowują ją do celów reklamowych.
Powód? Reklamodawcy chcą zarobić, a Facebook czy Instagram może ich łatwo połączyć z właściwą grupą docelową. I tak młode mamy jako tzw. target będą zasypywane zdjęciami wózków, pieluch, zabawek, ubranek. Na zakup części z zaproponowanych im produktów zapewne - świadomie lub nie - się zdecydują. Cel? Osiągnięty.
Czytaj także: #CyberMagazyn: Życie w sieci. Stan wirtualnej czujności
Z czasem – wraz z udoskonalaniem się algorytmów uczenia maszynowego – można spodziewać się jeszcze większej skuteczności z korzyścią dla reklamodawców. Nie bez powodu bowiem rynek reklamy internetowej rośnie, a marketerzy przeznaczają już więcej funduszy na wydatki w sieci niż na niegdyś królową wśród środków masowego przekazu - telewizję.
Zasada jest prosta: im więcej danych zostawimy o sobie, tym więcej będą wiedzieli o nas nie tylko znajomi, ale też firmy i osoby trzecie. Niekoniecznie takie, które chcielibyśmy, by miały wiedzę o naszej rodzinie.
Kto pamięta o prywatności?
Rodzice publikujący zdjęcia dzieci w sieci często nie biorą pod uwagę konsekwencji z jakimi związana jest ich publikacja. Jedna z matek – naszych rozmówczyń – wprost przyznaje, że nie zastanawiała się nad tym czy dziecko w przyszłości będzie zadowolone z opublikowanych przez nią zdjęć w sieci. Nie brała też pod uwagę kwestii wykorzystania czy kradzieży fotografii przez osoby trzecie. Ba, nie zastanawiała się nawet nad sprawą prywatności swojego dziecka.
Pytana przez nas, czy wie czym jest sharenting odpowiedziała, że „przypuszcza, że chodzi o udostępnianie zdjęć bez pozwolenia”. Na pytanie, dlaczego decyduje się na pokazywanie swojego dziecka w social mediach od pierwszych chwil jego życia stwierdziła, że „jest częścią jej życia, daje jej dużo radości i chce dzielić się tą radością z innymi”.
Według badań aż blisko 1/4 dzieci zaczyna cyfrowe życie zanim przyjdzie na świat (23 proc.). W przypadku dzieci poniżej 2. roku życia to aż 81 proc. maluchów, a 5 proc. z nich ma w tym wieku własny profil w mediach społecznościowych.
W raporcie NASK wskazano kilka prostych pytań, jakie powinni zadać sobie rodzice przed publikowaniem wizerunku dziecka. To na przykład fakt czy zdjęcie przedstawia krępującą lub ośmieszającą dla malucha sytuację (troll parenting), czy powinno się ono znaleźć w publicznym miejscu, czy dziecko jest całkowicie ubrane oraz ma zasłonięte miejsca intymne? Czy na profilu w mediach społecznościowych można zidentyfikować jego imię, nazwisko, adres? Publikowanie danych szczegółowych w sieci może skutkować niebezpiecznymi sytuacjami również w realnym świecie.
Treści opublikowane w sieci zostają w niej na zawsze
Zuzanna Polak, współtwórczyni raportu NASK i Dyżurnet.pl „Cyfrowy ślad małego dziecka” wskazuje, że motywacje rodziców do publikowania zdjęć ich pociech w internecie są różne. „Najczęściej jednak po prostu chcą się podzielić z innymi swoją radością z dziecięcych postępów, osiągnięć czy zabawnych – ich zdaniem – sytuacji. W grupach pomocowych w mediach społecznościowych szukają porad odnośnie problemów zdrowotnych i publikują zdjęcia wysypek czy innych zaburzeń. Nie tylko rodzice publikują zdjęcia dzieci w internecie, niektóre placówki opiekuńcze – żłobki czy przedszkola, w ramach reklamowania swojej działalności lub komunikacji z rodzicami także umieszczają zbyt dużo zdjęć swoich podopiecznych, również w sytuacjach prezentujących zbyt wiele nagości – zaznacza Zuzanna Polak w komentarzu dla CyberDefence24.pl.
Jej zdaniem, największym zagrożeniem wynikającym z publikacji wizerunku dzieci przez ich opiekunów jest fakt, że mogą zostać wykradzione z ich profili i znaleźć się np. w galeriach pedofilskich. „Co nie oznacza automatycznie, że bezpieczeństwo dziecka jest zagrożone, ale jednak może być to nieprzyjemne. Zdjęcia dzieci mogą posłużyć do stworzenia fałszywej tożsamości np. w celu zbiórki pieniędzy. Mogą być również wykorzystane w późniejszych etapach życia dziecka jako narzędzie cyberprzemocy. Treści raz wrzucone do internetu zostaną tam na zawsze i wcale nie tak trudno je wyszukać – podkreśla ekspertka.
Jak można zmniejszyć skalę zjawiska sharentingu w kontekście popularności social mediów, które obecnie stały się nieodłącznym elementem życia większości z nas? Zdaniem Zuzanny Polak należy uświadamiać o konsekwencjach zbyt obszernego relacjonowania życia dzieci.
„Tak, aby przy każdej publikacji po prostu zachowali zdrowy rozsądek. Pamiętajmy, że zdjęcia umieszczone w internecie nie mają żadnego zabezpieczenia przed kopiowaniem. Oznacza to, że mogą być pobrane i zachowane przez osoby, którym nie chcielibyśmy ich udostępnić. Ze starszym dzieckiem warto konsultować publikację” – przypomina rozmówczyni portalu CyberDefence24.pl.
Z przytoczonych w raporcie NASK-u danych wynika także, że sharenting będzie odpowiadał za jeszcze jedno, istotne zagrożenie. Według brytyjskiego banku Barclays do 2030 roku sharenting w 2/3 przypadków przyczyni się do kradzieży tożsamości małoletnich, co może generować 670 mln funtów strat związanych z oszustwami finansowymi. By ukraść tożsamość wystarczy imię, nazwisko, data urodzenia i adres.
Co zatem mogą zrobić rodzice, którzy chcą podzielić się ze światem szczęściem wynikającym z obserwacji postępów ich dzieci? Rozwiązaniem, które stosowane jest przez niektórych z nich jest używanie tzw. naklejek, dostępnych w aplikacjach mediów społecznościowych i umieszczanie ich na buzi dziecka.
Część opiekunów świadomie nie decyduje się również na publikację wizerunku maluchów - pokazują się z nimi zawsze tyłem do obiektywu aparatu, w odróżnieniu od dziecięcych influencerów, których rodzice od najmłodszych lat prezentują na nich ubranka i gadżety, pozyskane z współpracy komercyjnej z firmami i markami. Każdy z rodziców musi zatem sam odpowiedzieć sobie na pytanie: czy efekt w postaci lajków i komentarzy wart jest konsekwencji, jakie może wywołać publikacja. W teraźniejszości i przede wszystkim przyszłości.
Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.