Reklama

Współczesne Chiny wymieniane są w jednej linii ze Stanami Zjednoczonymi czy też Federacją Rosyjską, jako państwa o największych instytucjonalnych zdolnościach w zakresie działań w cyberprzestrzeni. Jednak na ogólny obraz, w tej sferze aktywności sił zbrojnych oraz służb specjalnych, cieniem ma kłaść się dotychczasowe rozdrobnienie sił oraz środków i ich rozrzucenie po różnych instytucjach, a także konkretnych jednostkach Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Stąd też, w ostatnim czasie miała pojawić się koncepcja unifikacji.

W pierwszym rzędzie zapewne w zakresie systemu zarządzania oraz dowodzenia, które pozwalałby najpierw dokładnie ocenić całościowy potencjał reprezentowany przez państwo. Miano przy tym czerpać wzorce z działań, które od pewnego czasu w zakresie cyberprzestrzeni podejmują Amerykanie. Celem ostatecznym miałoby zaś być stworzenie takich zdolności, które pozwoliłyby Chinom na skuteczne działanie w ramach współczesnych konfliktów zbrojnych oraz wygrywanie wojen, w których kluczowym czynnikiem nie byłyby tylko i wyłącznie zdolności konwencjonalnych sił zbrojnych.

Potencjalna budowa zunifikowanego centrum zarządzania i dowodzenia zdolnościami chińskiego państwa w zakresie cyberprzestrzeni, miałaby zostać powiązana z rozwojem dwóch kluczowych segmentów tamtejszych sił zbrojnych - sił powietrznych oraz marynarki wojennej. Swoiste włączenie cyberzdolności do obecnej dynamiki rozwoju lotnictwa i floty pozwoliłby przede wszystkim uruchomić finansowanie w skali znanej dotychczas w Chinach tylko w zakresie zbrojeń konwencjonalnych. Władze w Pekinie zdają sobie już sprawę, że podobnie jak w przypadku rozwoju ekonomicznego, należy utrzymać pewnego rodzaju zrównoważony rozwój własnych sił zbrojnych. Zaś rozbity segment cyberbezpieczeństwa może być oczywiście wystarczający, jeśli chodzi np. o cyberszpiegostwo, a szczególnie te przemysłowe, ale już w sensie holistycznego zabezpieczenia państwa będzie stanowić miękkie podbrzusze dla potencjalnych przeciwników, w tym Stanów Zjednoczonych.

Obecna dyskusja, dotycząca reform w obrębie struktur odpowiedzialnych za działania w cyberprzestrzeni, jest zapewne także ważna dla kluczowych ośrodków decyzyjnych w Chinach. Nie od dziś przecież wiadomo, że państwo to jest nader „rozbudowane” pod względem instytucji oraz centrów dowodzenia. Stąd trudno przypuszczać, że konkretne ministerstwa czy dowództwa w ramach sił zbrojnych lub służb będą nad wyraz chętne w zakresie ograniczania własnego potencjału do działań w cyberprzestrzeni.

W końcu samo wspomniane cyberszpiegostwo przemysłowe przekłada się na konkretne zyski, częstokroć na bardzo nieczytelnym styku pomiędzy tamtejszym biznesem, a państwowymi instytucjami lub jednostkami zajmującymi się tym procederem. Potencjalna unifikacja i większa kontrola ze strony państwa spowoduje utratę cennego źródła dochodu dla wielu osób. Szczególnie, że władze w Pekinie wysyłają od pewnego czasu sygnały, w głównej mierze do Stanów Zjednoczonych i innych państw Zachodu, iż dążą do ograniczenia rozrostu skali cyberprzestępczości. Trudno to jednak przełożyć na fakty, jeśli nie ma się kontroli nad własnymi siłami i środkami w zakresie cyberpotencjału państwa.

Warto zwrócić uwagę na chociażby niedawny kazus oskarżeń wysuwanych wobec Chinalco, Baosteel, SNPTC, który stawia wielki znak zapytania wobec polityki ocieplenia relacji z partnerami z Zachodu. Stąd też, bez unifikacji dowodzenia i zarządzania może dojść do całkiem realnej sytuacji, gdy linia Komunistycznej Partii Chin, w obrębie relacji ze Stanami Zjednoczonymi czy też Zjednoczonym Królestwem w cyberprzestrzeni, zostanie de facto podważona przez działania poszczególnych ministerstw, służb, korporacji, jednostek wojskowych czy też wręcz zwykłych hakerów.

A przecież to właśnie Chiny, wbrew pozorom, chwalą się swoją nader skuteczną kontrolą nad tamtejszym Internetem, stąd dla władz amerykańskich nie będzie żadnego usprawiedliwienia. Unifikowanie dowodzenia i zarządzania to również szansa na bardziej skuteczne wydawanie państwowych pieniędzy, bez całej otoczki związanej z chociażby plagą korupcji panoszącą się wokół tamtejszych instytucji publicznych. Wszystko zmierza jednak w kierunku, aby w przyszłości Chiny były w stanie nie tylko wykradać informacje czy też działać w sferze dywersji, ale także wyprowadzać skoordynowane ciosy w całą infrastrukturę przeciwnika opartą na technologiach teleinformatycznych. Ma to stać się jednym z kluczowych atutów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w XXI w., szczególnie jeśli do sfery cyber doda się rozwój uzbrojenia do zwalczania satelitów przeciwnika (ASAT).

Sami Chińczycy muszą dodatkowo czuć bezpośrednio swego rodzaju presję, wynikłą z przyjęcia pewnych rozwiązań unifikacyjnych nie tylko w samych Stanach Zjednoczonych (np. relacje pomiędzy NSA a US Cyber Command). W ostatnim czasie również wśród „przyjaznych” sąsiadów, takich jak Federacja Rosyjska czy też Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, widać było dążenia do stworzenia silniejszej kontroli nad własnym cyberpotencjałem i jego unifikowanie. Chiny zwyczajnie nie mogą więc pozostawać w tyle, szczególnie jeśli będą chciały w przyszłości wywierać nacisk przykładowo na swego niestabilnego partnera, jakim jest KRL-D. Dlatego należy zakładać, że prędzej czy później zostanie wymuszone położenie fundamentów pod współpracę pomiędzy, przede wszystkim, wyspecjalizowanymi jednostkami Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, komórkami Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego czy też Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Pytaniem jest, czy wygrają przy tym bardziej cywilne instytucje, czy też wojsko.

Rodzi się jednocześnie pytanie, co zmiany unifikacyjne, jeśli się oczywiście powiodą, mogą oznaczać dla Zachodu. Przede wszystkim, w ujęciu krótkoterminowym najprawdopodobniej potencjalny spadek działań w sferze cyberprzestępczości, której źródła sięgają Chin. Według FBI w ostatnim czasie liczba przypadków cyberszpiegostwa przemysłowego z udziałem chińskich obywateli mogła wzrosnąć nawet o niemal 53 proc. Nawet po hucznie ogłoszonym porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi, zespół z CrowdStrike poinformował o kolejnych atakach wymierzonych w amerykańskie firmy, które mogą mieć korelację z działaniem „państwowych hakerów” w Chinach.

Mianowicie odnotowano siedem dużych prób kradzieży własności intelektualnej oraz tajemnic handlowych z firm zajmujących się najnowszymi technologiami oraz farmaceutyką. Jest to być może swego rodzaju próba sił pomiędzy wpływowymi lobby przemysłu chińskiego, czerpiącego zyski z kradzieży danych, a częścią Komunistycznej Partii Chin dążącej do spadku napięcia na linii Waszyngton-Pekin w zakresie działań w cyberprzestrzeni. Decyzja o potencjalnej centralizacji, unifikacji etc. lub ich zaniechaniu może być odbierana jako zwycięstwo jednej lub drugiej frakcji.

Jednocześnie, w ujęciu długookresowym, należy brać pod uwagę wzrost zdolności Chin do działań w sferze cyberprzestrzeni. Jeśli uda się przezwyciężyć rozdrobnienie i rozbicie interesów poszczególnych grup, ministerstw, służb i jednostek wojskowych, analogicznie do dynamiki rozwoju sił powietrznych oraz marynarki wojennej, chińskie formacje do działań w cyberprzestrzeni mogą uzyskać prędzej czy później zakładaną zdolność do skoncentrowanego i szeroko pojmowanego działania. I to zarówno w sferze działań ofensywnych, jak i defensywnych.

Wszystko zależy czy wygra wizja dalekich, ale holistycznych rozwiązań w zakresie całościowego potencjału państwa czy też tymczasowych, ale bardzo mocno przekładających się na bieżący rozwój gospodarczy poglądów o supremacji cyberszpiegostwa przemysłowego. Nim poznamy odpowiedź, a jak wiadomo wszelkie informacje tego typu są dokładnie filtrowane w Chinach, można spodziewać się kolejnych cyberuderzeń lub (i) zatrzymań tamtejszych hakerów, podważających najnowsze układy ze Stanami Zjednoczonymi czy Zjednoczonym Królestwem.

Reklama
Reklama

Komentarze