Reklama

Social media

#CyberMagazyn: Na wojnie to nie Facebook i Twitter jest platformą, która ma największe znaczenie. To Telegram

Autor. Dima Solomin / Unsplash

Telegram to hybrydowa platforma komunikacyjna, która w wyeskalowanej przez Rosję wojnie z Ukrainą odgrywa znaczenie o wiele większe, niż zachodnie media społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter. To właśnie tam najszybciej rozchodzą się informacje, to również na Telegramie poza wszelką kontrolą hula propaganda Kremla. Czym jest Telegram, dlaczego jest tak ważny i kim jest jego twórca - Paweł Durow?

Reklama

W zachodnich mediach o Telegramie i Durowie zrobiło się głośno w 2018 roku, kiedy wówczas 33-letni twórca aplikacji postawił się rosyjskiemu regulatorowi mediów, internetu i komunikacji elektronicznej - Roskomnadzorowi. Rosyjski urząd zażądał od Durowa kluczy deszyfrujących komunikację na Telegramie, grożąc blokadą platformy w całym kraju. Wobec nieugiętej - jakby się wydawało - postawy młodego twórcy platformy, Telegram istotnie został przez Roskomnadzor zablokowany, a możliwość korzystania z tej aplikacji w Rosji została oficjalnie przywrócona dopiero w 2020 roku, budząc wiele spekulacji na temat hipotetycznej kapitulacji Durowa przed rosyjskimi władzami.

Reklama

Warto w tym miejscu dodać, że technicznie krucjata Roskomnadzoru przeciwko Telegramowi była bardzo nieefektywna, gdyż polegała na zablokowaniu adresów IP, co można łatwo obejść - komunikator w Rosji był zatem nadal chętnie wykorzystywany i rozwijał się prężnie, dodatkowo ciesząc się reputacją usługi "opozycyjnej" względem władz.

Wszystkie twarze twórcy Telegrama

Reklama

Paweł Durow lubi przedstawiać się jako człowiek niezbyt lubiany przez Kreml. Ubrany zazwyczaj na czarno, korzystający z oszczędnego słownictwa Rosjanin jawi się jako wygnany ze swojego kraju, w związku z prowadzoną działalnością proobywatelski aktywista, który wykorzystuje swe umiejętności po to, by zawalczyć o lepsze jutro dla "zwykłych Rosjan" - m.in. udostępniając im swoją platformę do wolnej komunikacji, gdzie nie sięga cenzura Roskomnadzoru i gdzie można - przynajmniej w teorii - anonimowo wymieniać poglądy w ramach szyfrowanych konwersacji.

Czytaj też

W przeszłości Durow był szefem i twórcą rosyjskiego odpowiednika Facebooka - serwisu VKontakte, który założył w 2006 roku. Jak podaje serwis Politico, w 2012 roku dziennik "Nowaja Gazieta" opublikował rozmowę, w której rzekomo uczestniczyli Paweł Durow oraz szef gabinetu Władimira Putina Władysław Surkow. Z konwersacji miało wynikać, że dane użytkowników VKontakte są przekazywane rosyjskim władzom na życzenie. Po publikacji Durow zaprzeczył, jakoby była to prawda, jak jednak notuje Politico - przyznał, że istotnie spotykał się z Surkowem.

Durow to ekscentryk - twierdzą zachodnie media. "Guardian" przypomina sytuację, w której młody, "rosyjski Mark Zuckerberg" z okien siedziby swojej firmy wypuszczał zwinięte z banknotów samolociki (papierowy samolot to logo Telegrama), co spowodowało zamieszanie na ulicy pod budynkiem, gdzie doszło nawet do bójek wśród osób walczących o to, by złapać jak najwięcej fruwającej gotówki.

Twórca Telegrama zaoferował również publicznie pracę przebywającemu w Rosji Edwardowi Snowdenowi, dzięki któremu w 2013 roku świat dowiedział się o skali prowadzonej przez Stany Zjednoczone inwigilacji.

Dlaczego wyprowadził się z Rosji i skąd bierze się jego opozycyjna legenda?

Z czasów protestów przeciwko Władimirowi Putinowi, które miały miejsce w 2012 roku, Durow oficjalnie powiedział, że nie zamknie opozycyjnych grup na VKontakte, które aktywiści wykorzystywali do organizacji demonstracji. W zamian za to państwo, posługując się zaprzyjaźnionym z Putinem oligarchą Aliszerem Usmanowem i jego firmą Mail.ru, dokonało wrogiego przejęcia udziałów w VKontakte i w praktyce je przejęło.

Czytaj też

Durow postanowił wykupić sobie obywatelstwo na karaibskich wyspach (obecnie posiada również francuskie) i zniknąć z Rosji. Jak wiele wskazuje, o swoich braciach-Rosjanach i walczących o demokrację Ukraińcach nie zapomniał.

Co to jest Telegram?

Telegram narodził się rok później - w 2013 roku. Firma ma swoją siedzibę w Dubaju. Od samego początku Durow przedstawiał swoją platformę do komunikacji jako opartą na dwóch nadrzędnych wartościach - prywatności i bezpieczeństwie użytkowników.

Warto jednak wspomnieć w tym miejscu, że szyfrowanie nie jest w Telegramie domyślnie włączone dla wszystkich rozmów, a według Moxie Marlinspike'a, twórcy konkurencyjnego (i bardzo bezpiecznego!) komunikatora Signal, Telegram nie jest "niczym więcej niż bazą danych w chmurze zawierającą kopię każdej wiadomości wysłanej i odczytanej przez kogokolwiek na tej platformie, zapisanej w formie tekstowej".

Choć słowa Marlinspike'a łatwo uznać za element wymiany zdań pomiędzy dwiema konkurującymi ze sobą firmami, to jednak wątpliwości względem bezpieczeństwa Telegrama wyrażają również byli pracownicy Durowa, wskazujący na to, że platforma może mieć dostęp do treści wiadomości przesyłanych z jej wykorzystaniem.

Telegram - platforma walczących o wolność?

Komunikator Durowa to pierwszy wybór aktywistów działających na rzecz ochrony klimatu, walczących o demokrację w Hongkongu i Iranie, a także protestujących przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki na Białorusi.

Czytaj też

Korzystając z możliwości sprawnego prowadzenia rozmów grupowych, Telegram w swoich działaniach użytkują również grupy ukierunkowane na realizację innych celów - zwolennicy teorii spiskowych na temat szczepień, uczestnicy zamieszek na Kapitolu z 6 stycznia 2021 r. oraz propagandziści Kremla, biorący aktywny udział w wojnie informacyjnej z Ukrainą i Zachodem.

Wiedząc o tym, Durow zapowiedział 28 lutego, że zablokuje komunikator zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie. Szybko jednak wycofał się z tego postanowienia, uzasadniając to otrzymaniem mnóstwa głosów ze strony użytkowników platformy, którzy wskazywali, że Telegram to ich jedyne źródło informacji bieżących na temat tego, co dzieje się po inwazji.

"Dwa razy sprawdzajcie informacje i nie bierzcie za pewnik danych, które w tym trudnym okresie są publikowane na kanałach Telegramu" - powiedział twórca komunikatora, wycofując się ze swoich wcześniejszych zapowiedzi.

Czytaj też

Z komunikatora korzystają obie strony konfliktu. Rosjanie - przede wszystkim, aby szerzyć propagandę. Ukraińcy - aby koordynować swoje działania, komunikować się z bliskimi, a także dowiadywać się na bieżąco o tym, jak rozwija się sytuacja.

Telegram to również podstawowy środek komunikacji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który od początku inwazji wykorzystuje komunikator do demaskowania rosyjskich kłamstw (np. o dezercji Ukraińców) i zagrzewania narodu do walki, m.in. przez zapewnienia, że wciąż przebywa w Kijowie.

Obecnie Telegram, z którego na całym świecie korzysta ponad 550 mln osób, jest najpopularniejszym medium komunikacyjnym na Ukrainie. Durow po inwazji wskazał, że sam ma związki rodzinne z Kijowem, skąd pochodzą jego dziadkowie. "Dlatego właśnie ten tragiczny konflikt traktuję osobiście" - powiedział.

Cyfrowa mgła wojny

Dezinformacja to nie jedyny problem Telegramu. Platformę do komunikacji wykorzystuje wielu Ukraińców, przebywających poza granicami kraju od lat, którzy dziś obserwują działania wojenne i wspierają swoich rodaków w walce o przetrwanie państwa. Ukraina również prowadzi z Rosją wojnę informacyjną - nie podając danych o prawdziwym wymiarze swoich strat, jak i wykorzystując media społecznościowe przede wszystkim w celach budowania morale.

Telegram może być doskonałym narzędziem do przekazywania światu informacji o tym, że Rosja dopuszcza się zbrodni wojennych na ludności cywilnej - wykorzystanie komunikatora przede wszystkim w celach propagandowych (również przez stronę ukraińską) ma tu jednak odwrotny skutek - tworzy cyfrową mgłę wojny, w której można odnieść wrażenie, że rzeczywistość wygląda inaczej, niż to naprawdę ma miejsce.

Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.

Reklama
Reklama