Reklama

Biznes i Finanse

Grendowicz: Niechęć regulatorów przekłada się wprost na brak gotowości polskich banków [WYWIAD]

Fot. Maxpixel/Domena publiczna
Fot. Maxpixel/Domena publiczna

O rewolucji blockachain, i o tym dlaczego nie stanowi ona rozwiązania problemów dla branży finansowej mówi w wywiadzie dla CyberDefence24.pl Mariusz Grendowicz, Członek Rady Doradczej, Coinfirm.

Sylwia Gliwa: Eksperci o technologii blockchain wypowiadają się w kategoriach „przewrotu kopernikańskiego” branży finansowej.  Na czym ma on polegać? Jakie konkretne korzyści przynosi?

Mariusz Grendowicz: Ze względu na zdolność budowania zaufania między nieznającymi się wzajemnie osobami i instytucjami, technologia blockchain ma potencjał zrewolucjonizowania olbrzymiego obszaru naszego życia, gdzie zaufanie stron jest niezbędne. Wymiana handlowa, czy usługi finansowe wydają się szczególnie do tego predysponowane. Istotą blockchainu jest to, że do zbudowania zaufania nie są niezbędne scentralizowane struktury, pełniące rolę „mężów zaufania”. Teoretycznie więc, możemy wyobrazić sobie wymianę handlową bez banków i akredytyw, transfery pieniężne bez pośredniczących banków, czy instytucji płatniczych. Ba! Nawet bez tak popularnych obecnie fintechów. I wszystko odbywające się prawie natychmiast, i po niewielkich w porównaniu z tradycyjnymi instytucjami finansowymi kosztach. Jednym słowem – pełna demokratyzacja tej sfery działania człowieka. Czyż to nie ponętna wizja…?

S.G.: Konieczność wdrożenia zmian stała się faktem. Zastosowanie technologii jest warunkiem zrobienia kroku przed, a w niedalekiej przyszłości pozostania z, konkurencją na rynku. Nie zastanawiamy się „czy” i „dlaczego”, ale bardziej „kiedy” i „jak”. Widzimy jaka jest technologa, ale co z regulacjami prawnymi? Czy regulator i branża są przygotowani do zmian?

M.G.: Zasadnicze powody, z których rewolucja blockchainowa nie dochodzi do skutku są dwa. Pierwszym jest, wynikająca z niektórych wykorzystywanych do uwiarygodnienia stron, i transakcji, rozwiązań technologicznych ograniczona wydajność systemów. Drugim – podejrzliwość i brak otwartości w stosunku do tej nowej technologii większości regulatorów i instytucji nadzorujących. Zamiast upatrywać w blockchainie olbrzymiej szansy, traktują ją oni przede wszystkim, jako zagrożenie. Odnoszę wrażenie, że z tym właśnie mamy do czynienia w Polsce. Choć dodam, że Polska bynajmniej nie jest w tym zakresie odosobniona. Zamiast mieć rewolucję, mamy zatem do czynienia ze stosunkowo powolnym, inkrementalnym wdrażaniem pojedynczych rozwiązań opartych o blockchain, nie zaś z wykorzystaniem blockchainu do tworzenia kompletnych systemów. Aczkolwiek tu i ówdzie pojawiają się pierwiosnki – słyszymy o start-upach bankowych, których systemy mają być w dużej mierze oparte o blockchain. Zobaczymy, jak przedsięwzięcia te sprawdzą się w konfrontacji z zasiedziałymi instytucjami. Jednym z rozwiązań, które dobrze sprawdzają się w innych krajach, np. Wielkiej Brytanii, są tzw. piaskownice regulacyjne. Pod okiem regulatorów duże firmy i startupy mogą wdrażać nowe technologie, adresując je początkowo do małej grupy klientów. Dzięki temu w normalnych warunkach rynkowych można przetestować nieznane do tej pory rozwiązania.

S.G.: Wymieniane są liczne korzyści i perspektywy rozwoju technologii blockchain, jednak jak każda technologia, tak i blockchain ma swoje wady - jakie zagrożenia dla sektora dostrzega Pan w kontekście zastosowania tej technologii?

M.G.: Podstawowym wyzwaniem technologii blockchain są wspomniane wcześniej ograniczenia wydolnościowe. W porównaniu z najbardziej znanymi instytucjami płatniczymi, maksymalna ilość transakcji, które mogą być przetwarzane przez blockchain jest niewspółmiernie niższa. Podczas, gdy PayPal w 2016 roku przetwarzał 193 transakcje na sekundę, zaś Visa aż 1667, maksymalna zdolność przetwarzania największej platformy blockchainowej – Bitcoina – wynosiła 3-4 transakcje, zaś nieco młodszego Ethereum – 20. Aby technologie blockchainowe mogły przejąć rolę pełnioną obecnie przez światowe instytucje finansowe, muszą ulec radykalnej poprawie. Pamiętajmy jednak, że blockchain, jako technologia, jest z nami od niespełna dekady, z czego jego pełniejsza akceptacja to sprawa ostatnich dwóch, maksimum trzech lat.

S.G.: Jak wygląda przygotowanie rynku polskiego na tle rynku europejskiego?

M.G.: Niechęć regulatorów przekłada się wprost na brak gotowości polskich banków i innych instytucji finansowych do potraktowania tej technologii z powagą, z jaką jest ona traktowana na przykład w Japonii. Tam państwo uznało, że potencjał blockchainu do dostarczenia zdemokratyzowanych usług wszystkim obywatelom po kosztach niewspółmiernie niższych, niż te możliwe do osiągnięcia obecnie, zasługuje na pełne wsparcie. Regulatorzy i nadzorcy zainwestowali w szczegółowe zrozumienie tej nowej technologii, nie traktują jej podejrzliwie, i nie tylko nie odwodzą banków od jej stosowania, lecz przeciwnie – aktywnie wspierają banki w jej wdrażaniu. Podobnie wygląda sytuacja w Szwajcarii. W Polsce blockchain stanowi niezwykle tanią i bezpieczną alternatywę zaadresowania wymogów, związanych z tzw. trwałym nośnikiem, lecz ze względu na brak jednoznacznej opinii dotyczącej blockchainu ze strony UOKiK, polskie banki inwestują potężne pieniądze w technologie należące do przeszłości, zamiast inwestować w technologie przyszłości, i to z potencjałem rozwojowym w tak wielu obszarach działania banku.

S.G.: O rewolucji w sferze finansowej, mówiło się również w kontekście powstania fintechów. Czy banki po wprowadzeniu technologii blockchain mają szansę przyspieszyć i dogonić bardziej doświadczone technologicznie fintechy?

M.G.: Musimy być świadomi, że pomimo olbrzymiego potencjału blockchainu, nie jest to technologia, która stanowić będzie panaceum. Jak wspomniałem wcześniej, blockchain pozwala na uwiarygodnienie nieznanych sobie wzajemnie stron, zapewnia niezmienność dokumentów, oraz pozwala na osiągnięcie tych celów po niezwykle atrakcyjnych kosztach. Nie spowoduje jednak, że bank, który dotychczas nie był innowacyjny, stanie się raptem liderem w zakresie innowacji. Nie spowoduje również, że bank, który dotychczas przegrywał z fintechami pod względem tzw. user experience, raptem zacznie pod tym względem przodować. Z drugiej strony można domniemywać, że bank, który wdroży na dużą skalę blockchain jest z natury rzeczy innowacyjny, a taki bank z pewnością ma szansę na stanięcie w szranki, jako absolutnie równy partner, z najlepszymi fintechami.

S.G.: Technologia blockchain w Polsce jest powszechnie utożsamiana z Bitcoinem, który nie ma dobrego PR i jest kojarzony raczej z walutą niestabilną i niebezpieczną. Zapewne konieczne będzie w przyszłości zmierzenie się z niechęcią klientów, czy branża zna już złoty środek do oddemonizowania tej technologii?

M.G.: Obiegowa opinia na temat Bitcoina jest bardzo krzywdząca. Owszem, na początkowym etapie, tuż po powstaniu tej kryptowaluty, podkreślano jej anonimowość, co przyciągnęło do niej sporo klientów z tzw. dark webu, osób trudniących się handlem narkotykami i inną działalnością przestępczą. Od tego czasu środowisko kryptowalut włożyło dużo wysiłku w „wyczyszczenie się”. Powstały podmioty, takie jak Coinfirm, do którego rady doradczej niedawno dołączyłem, zajmujące się między innymi działalnością z obszaru zapobiegania praniu pieniędzy (czy z angielska w skrócie AML) w odniesieniu do rynku kryptowalut. Podmioty takie świadczą usługi na rzecz największych międzynarodowych instytucji finansowych, lecz ich usługi są również dostępne dla przeciętnego Kowalskiego. Można śmiało powiedzieć, że Bitcoin i inne kryptowaluty są, czy też mają możliwość bycia, obecnie tak samo bezpiecznymi, jak waluty narodowe. W tym kontekście warto wspomnieć znany przykład z młotkiem – może on być zarówno narzędziem, przy pomocy którego dokonane zostanie morderstwo, jak i narzędziem przy pomocy którego buduje się domy. To jak używamy młotka, czy Bitcoina, zależy wyłącznie od nas. Ani młotek, ani Bitcoin, nie są z natury niebezpieczne.

Inną kwestią jest stabilność Bitcoina, jako aktywa inwestycyjnego. Na pewno nie zarekomendowałbym nikomu zainwestowania w tę kryptowalutę całych posiadanych pieniędzy. To po prostu sprzeczne ze sztuką inwestowania, która polega na budowaniu zdywersyfikowanego portfela aktywów, a nie na wkładaniu przysłowiowych wszystkich jajek do jednego koszyka. Osobiście zastanawiam się obecnie nad zainwestowaniem części moich oszczędności przeznaczonych do zainwestowania w tzw. aktywa alternatywne, a więc takie, które nie są skorelowane z rynkami akcji i obligacji, w portfel kryptowalut. Nawet jednak w takim przypadku pamiętać należy, że są to waluty bardzo młode, bez jakiegokolwiek punktu odniesienia w postaci realnej. Podczas gdy wartość waluty konkretnego kraju odzwierciedla w dużej mierze postrzeganą jakość jego gospodarki, stabilność i jakość stanowionego w nim prawa, czy przestrzeganie praworządności, trudno na tym etapie powiedzieć, co w długim okresie czasu stanowić będzie o wartości kryptowalut. Bez wątpienia jednak, czym bardziej dana kryptowaluta będzie wykorzystywana, tym wyższa powinna być jej wartość.

S.G.: Jakie odczuwalne zmiany dla klienta korporacyjnego i klienta indywidualnego przyniesie wdrożenie technologii blockchain?

M.G.: Mówiłem już o przewagach technologii blockchain – zdolności uwiarygadniania nieznanych sobie wzajemnie stron, czy gwarantowaniu niezmienności dokumentów. To elementy niezwykle ważne przy wymianie handlowej, czy rozliczeniach finansowych. Równie ważny jest fakt, że rozliczenia przy użyciu technologii blockchain odbywać się mogą prawie w czasie rzeczywistym, oraz po konkurencyjnych kosztach. To atrybuty kluczowe zarówno dla klienta korporacyjnego, jak i osób indywidualnych. Wyobraźmy sobie przedsiębiorcę, eksportującego swoje towary za granicę. W tradycyjnym modelu, tym znanym obecnie, musi on pojechać do dalekiego kraju, poznać bliżej swego kontrahenta, a następnie albo zaufać mu „na gębę”, albo skorzystać ze znanego od stuleci instrumentu bankowego – akredytywy. Akredytywa, aby mogła odegrać swoją rolę uwierzytelnienia stron w transakcji handlowej, wymaga zaangażowania dwóch banków, po jednym po każdej ze stron. To przez nie w jedną stronę przekazywane są potwierdzone co do autentyczności dokumenty reprezentujące własność wysyłanych towarów, zaś w drugą płacone za nie pieniądze. Kłopot w tym, że każdy z banków musi na tej operacji zarobić, a to dość pracochłonny i ryzykowny dla banku proces. Wyobraźmy sobie teraz, że autentyczność dokumentów handlowych zostanie potwierdzona w blockchainie – tego dokonywać może podmiot wysyłający towary, zupełnie tak, jak w obecnym modelu. Nie musimy już jednak iść z tymi dokumentami do banku. Są one dostępne w blockchainie i, skoro tylko, druga strona, po zweryfikowaniu autentyczności dokumentów, czego może dokonać sama, dokona zapłaty, na przykład w Ethereum, kryptowalucie, która do tego celu wydawałaby się najodpowiedniejsza, własność dokumentów przejdzie automatycznie na stronę, która płatności dokonała. Podobnie wyglądać może proces przy zakupie dowolnego towaru przez osobę indywidualną, szczególnie z odległego kraju. To właśnie demokratyzacja usług finansowych, o której mówiłem na wstępie…

Reklama

Komentarze

    Reklama