Reżim Kim Dzong Una w ramach obchodów 105 urodzin Kim Il Sunga zorganizował wielką paradę militarną pokazującą potencjał sił zbrojnych Korei Północnej. Postanowiono również o wystrzeleniu pocisku balistycznego. Próba zakończyła się jednak niepowodzeniem, a przyczyną miał być udany sabotaż przy użyciu złośliwego oprogramowania. Tak twierdzi były brytyjski minister spraw zagranicznych Malcolm Rifkind.
Wcześniej The New York Times informował, że w 2014 roku Barack Obama polecił zintensyfikować działania w cyberprzestrzeni przeciwko Korei Północnej. Głównym celem miał być sabotaż programu pocisków balistycznych. Niedługo później, nagle podejrzanie duża liczba północnokoreańskich rakiet zaczęła spadać do morza lub wybuchać po starcie. W przeciągu 8 miesięcy, tylko trzy próby zakończyły się sukcesem, a 88% - niepowodzeniem. Duża liczba nieudanych odpaleń rakiet miała zaniepokoić przywódcę Korei Północnej, który zdecydował o rozpoczęciu śledztwa w sprawie ostatnich wydarzeń, a jeden z głównych oficerów odpowiedzialnych za rozwój programu został stracony.
Stany Zjednoczone miały zdecydować się kampanię cyberataków, ponieważ pomimo rozbudowy systemu obrony przeciwrakietowej północnokoreańskie rakiety balistyczne nadal mogą stanowić poważne zagrożenie. Poprzez cyberataki zamierzano maksymalnie opóźnić rozwój pocisków balistycznych, które będą w stanie dosięgnąć Stanów Zjednoczonych.
Według ekspertów, manipulowanie danymi za pomocą cyberataków miało być jednym możliwym sposobem na powstrzymanie rozwoju pocisku balistycznego zdolnego do uderzenia w Stany Zjednoczone. Amerykanie nie zdążyli zatrzymać rozwoju broni nuklearnej, dlatego teraz starają się spowolnić program rozbudowy rakiet balistycznych. Poprzez cyberataki chcą, podobnie jak to miało miejsce w Iranie, osiągnąć również efekt psychologiczny. Mianowicie, zamierzają udowodnić naukowcom z Korei Północnej, że ich umiejętności są niewystarczające do zbudowania międzykontynentalnego pocisku balistycznego.
Czytaj też: Francuski plan walki z terroryzmem w cyberprzestrzeni
Wielu ekspertów nie zgadza się z tezą, że to cyberataki miały być przyczyną niepowodzeń. Argumentują oni, że to wina błędów technicznych czy niekompetencji północnokoreańskich wojskowych.
Koreańska cyfrowa twierdza
Korea Północna to jeden z najtrudniejszych do zaatakowania celów w cyberprzestrzeni. Jest to państwo z najmniejszą ilością internautów i stron internetowych. Internet jest tam zarezerwowany wyłącznie dla elity. Ponadto wewnętrzna infrastruktura Korei Północnej nie jest podłączona do sieci globalnej, co stanowi dodatkowo przeszkodzą dla potencjalnego cyberataku. W takim wypadku należy przetransportować złośliwe oprogramowanie na np. urządzeniach przenośnych.
Taką operację może przeprowadzić agent wywiadu, jak to miało miejsce w przypadku robaka Stuxnet, który zinfiltrował irańską elektrownię atomową w Natanz. W takim kraju jak Korea Północna działanie tradycyjnego wywiadu jest jednak jeszcze trudniejsze i dlatego dostarczenie złośliwego oprogramowania wydaje się być mało prawdopodobne. Z punktu widzenia Pjongjangu przyjęty sposób wykorzystania sieci czyni z tego państwa niezwykle trudny cel dla ataków cybernetycznych. Ponadto, obiekty militarne Korei Północnej i infrastruktura energetyczna są dobrze ukryte i wywiad amerykański nie ma pewności, co do lokalizacji wszystkich elementów.
Co więcej, wcześniejsze próby przeprowadzenia cyberataków przeciwko Korei Północnej nie powiodły się. W latach 2009-2010 próbowano zainstalować złośliwe oprogramowanie, podobne do Stuxnetu, którego zadaniem byłoby zniszczenie wirówek odpowiedzialnych za wzbogacanie uranu. Działają one na podobnej zasadzie do tych używanych w ośrodku Natanz. Atak się jednak nie powiódł, ponieważ nie udało się dostarczyć programu do północnokoreańskich sieci.
Programy rakietowy wydaje się być co najmniej równie trudnym celem. Koreańczycy z Północy są świadomi stosowania przez Amerykanów rozpoznania satelitarnego czy elektronicznego i kształtują swoje systemy od podstaw w taki sposób, aby były na nie odporne. Dotyczy to też konwencjonalnej infrastruktury wojskowej czy stosowania szeroko zakrojonego maskowania. Z pewnością ograniczają też - jak wskazano wcześniej -"kanały wejścia", czyli połączenie urządzeń odpowiedzialnych za realizację poszczególnych etapów programu rakietowego ze źródłami zewnętrznymi. Na bazie dostępnych informacji można więc stwierdzić, że jest mało prawdopodobne, aby Amerykanie zdołali sabotować północnokoreański program rakietowy z użyciem narzędzi cybernetycznych.
Z drugiej jednak strony, takiej sytuacji nie można do końca wykluczyć. Należy pamiętać, że ofensywne działania w cyberprzestrzeni z zasady otoczone są dużą tajemnicą, a Amerykanie inwestują znaczne środki w różne metody ograniczania zagrożenia ze strony północnokoreańskich rakiet (w tym kosztowne systemy broni konwencjonalnej - tak defensywne jak i ofensywne). O powodzeniu ofensywnej operacji cybernetycznej, wymierzonej w cały program bądź nawet w proces budowy czy odpalenia konkretnej rakiety, mógł nawet zadecydować błąd pojedynczego żołnierza, czy pracownika badawczego, choć oczywiście należy zakładać, że władze Korei Północnej biorą pod uwagę takie ryzyko i robią wszystko, aby je minimalizować. Dlatego, o ile na bazie dostępnych informacji można ocenić, że niepowodzenie koreańskiej próby rakietowej nie przypuszczalnie miało związku z cybernetycznymi działaniami Stanów Zjednoczonych, to nie sposób tego ocenić z całą pewnością.