Reklama

Polityka i prawo

Prezydencka rozgrywka w cyberprzestrzeni

Fot. Pablo Tupin-Noriega/ Wikipedia Commons/CC 4.0
Fot. Pablo Tupin-Noriega/ Wikipedia Commons/CC 4.0

Zbliżające się wielkimi krokami wybory we Francji mogą mieć decydujący wpływ na kształt Unii Europejskiej i NATO. Czy w takim razie o zwycięstwie może zadecydować cyberprzestrzeń i działania prowadzone w tym obszarze? W jakim stopniu hakerzy i trolle internetowi mogą wywrzeć wpływ na wynik głosowania? 

Geopolityczne znaczenie wyborów

Jako faworytów wyborów prezydenckich postrzega się głównie dwoje kandydatów: Marine Le Pen z nacjonalistycznego Frontu Narodowego i Emmanuela Macrona, założyciela ruchu politycznego En March! oraz byłego ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w rządzie Manuela Vallsa. Pozostali pretendenci to m.in. prawicowy Francois Fillon, który aż do wybuchu skandalu związanego z jego żoną  był jednym z faworytów i Jean Luc Mélenchon, który zyskuje popularność po udanych debatach prezydenckich. Sondaże wskazują, że w pierwszej turze zwycięstwo odniesie Le Pen, a drugie miejsce zajmie Macron. W drugiej turze jednak kandydatka Frontu Narodowego nie ma szans na zwycięstwo.

Biorąc jednak pod uwagę, że sondaże błędnie wskazały wynik głosowania w sprawie Brexitu oraz rezultat wyborów w Stanach Zjednoczonych ostateczny wynik może być inny i skończyć się wygraną Marine Le Pen. Może to mieć potencjalnie szerokie geopolityczne skutki i wpłynąć na przyszłość Europy, Unii Europejskiej i NATO. Z polskiej perspektywy byłoby to bardzo niekorzystne. Le Pen zapowiada, że w przypadku wygranej porzuci walutę Euro i przywróci francuskiego franka oraz zorganizuje referendum w sprawie wyjścia Francji z Unii. Krytykuje też politykę wzmacniania wschodniej flanki NATO.

Ponadto liderka Frontu Narodowego chce przywrócić cła i kontrole na granicach. Z polskiego punktu widzenia największe obawy budzi jej stosunek do Rosji Władimira Putina. Wielokrotnie opowiadała ona się za zniesieniem sankcji wobec tego kraju, mówiła również, że aneksja Krymu była usprawiedliwiona. Choć według badań opinii publicznej Le Pen nie ma większych szans na fotel prezydenta, to różnica między czterema wymienionymi w tekście kandydatami waha się w okolicach 6 - 8 punktów procentowych, możliwe jest więc również rozstrzygnięcie na jej korzyść.

Rosja wkracza do gry

Z czterech kandydatów, Rosja najchętniej widziałaby Marine Le Pen jako następną prezydent Francji. Najgorszym z jej punktu widzenia wyborem byłby natomiast Emmanuel Macron. Tezę tę potwierdzają rosyjskie działania propagandowe w sieci wymierzone w lidera En March! oraz wsparcie finansowe udzielone kandydatce Frontu Narodowego.

Marine Le Pen jeszcze długo przed wyborami prezydenckimi otrzymała pomoc w wysokości 40 milionów euro od rosyjskiego banku First Czech-Russian Bank. Nie była to jednak pierwsza transza pieniędzy. W 2014 roku Rosjanie przekazali Frontowi Narodowemu 9 milionów euro. Również spółka Cypriot zarządzana przez osoby powiązane z rosyjskimi służbami specjalnymi przekazała 2 miliony euro dla Cotelec, mikro-partii ojca Marine Le Pen Jean-Marie Le Pena.

Macron na celowniku Rosji

Rosja używa różnych metod w celu wywarcia na opinię publiczną. To już nie ta sama ideologia, co za czasów ZSRR, ale te same metody wzbogacone o nowoczesną technologię. Rosja stosuje strategię wpływu i tworzenia sieci organizacji promując konserwatywne poglądy - ostrzegał prezydent Francji Francois Hollande. W podobnym tonie brzmiała deklaracja francuskiej agencji wywiadu wojskowego DGSE (Directorate General for External Security). Wynika z niej, że Kreml prowadzi tajne operacje ukierunkowane na zwiększenie szans Marine Le Pen na zwycięstwo. Te oskarżenia znajdują potwierdzenie w wydarzeniach, które miały miejsce w czasie kampanii.

Kiedy tylko sondaże zaczęły wskazywać, że Macron będzie najpoważniejszym przeciwnikiem Marine Le Pen, w sieci rozpętała się burza wymierzona w kandydata ruchu politycznego En March! Rosyjska agencja informacyjno-propagandowa Sputnik przeprowadziła wywiad z deputowanym Nicolasem Dhuicq. Przedstawił on Macrona jako agenta międzynarodowego systemu bankowego, nawiązując do jego pracy dla Rotschildów. Pytał, kto go sponsoruje - czy szef Europejskiego Banku Centralnego, czy francuscy oligarchowie. Oskarżył go również o zdradę małżeńską, której Macron miał się dopuścić z prezesem Radio France Mathieu Galletem. Francuski deputowany tym samym wskazał, że kandydat na prezydenta ukrywa swój homoseksualizm.

Do kampanii dezinformującej przyłączył się kolejny rosyjski przekaźnik informacyjny Wikileaks, próbując przedstawić Macrona jako wasala Hillary Clinton, poprzez publikację materiałów o ich spotkaniu w 2015 roku. Portal Juliana Assange’a zapowiadał ujawnienie kolejnych informacji, ale do dzisiaj obietnic nie zrealizował. To nie jedyne przykłady oczernienia lidera ruchu En March!. Antyimigracka i antyislamska strona internetowa Resistance Republicaine oskarżyła go o chęć wprowadzenia szariatu we francuskim regionie Mayotee leżącym na Oceanie Indyjskim. Sztab Macrona bardzo szybko odciął się od tej informacji. Pojawiły się również fałszywe informacje na Twiterze o poparciu młodego polityka przez Al-Kaidę. W opublikowanym tweecie umieszczono zdjęcie artykułu prasowego w języku arabskim z gazety związanej z Al-Kaidą na Półwyspie Arabskim, w którym miano wyrazić poparcie dla Macrona. Okazało się, jednak, że w artykule taka informacja nie znalazła się.

Strony internetowe należące do kandydata stały się również przedmiotem zmasowanych cyberataków, których przeprowadzono ponad 4 tys. Żaden inny uczestnik wyścigu do francuskiej prezydentury nie był celem tak zmasowanego ataku. Pierwsze próby włamania były notowane od listopada, kiedy to pojawiły się informacje o możliwej kandydaturze Macrona. Jest oczywiste, że Rosjanie szukali "haków" i kompromitujących materiałów. W celu utrudnienia im tego zadania strona internetowa kandydata jest hostowana w Stanach Zjednoczonych. Mimo to badający poziom podatności witryn na ataki magazyn Zataz znalazł wiele dziur, w szczególności w obszarze ochrony danych.

Kampania wymierzona w Macrona, który prezentuje się jako kandydat antysystemowy, ma pokazać go jako człowieka politycznego mainstreamu, "wasala" Stanów Zjednoczonych i wielkich banków. Jej celem jest przekonanie wyborców, którzy chcą zmiany rządzących elit, że Macron tego nie gwarantuje, a wręcz przeciwnie - jest ich "najgorszym wcieleniem". Biorąc pod uwagę ogromne niezadowolenie Francuzów oraz ich pesymizm – 81 % uważa, że świat staje się coraz gorszym miejscem - taka strategia jest rozsądna. Wydaje się, jednak że nie jest ona skuteczna, a większość obywateli Francji nie wierzy w plotki na temat Macrona.

Zakończenie

Na razie nie wiadomo, jakie będą ostateczne efekty kampanii dezinformacyjnej, wymierzonej we francuskie wybory. Obecnie, po wydarzeniach związanych z głosowaniem w USA zarówno władze, jak i obywatele są bardziej wyczuleni, a przez to odporni na podobne oddziaływanie. Dlatego pomimo szerokiego zakresu podejmowanych przez Rosję środków trudno przesądzać, czy dadzą one pożądany efekt. Już jednak same próby otwartej ingerencji Moskwy w politykę należącego do UE i NATO atomowego mocarstwa, bynajmniej nie zaliczanego do "tradycyjnej strefy wpływów" Rosji świadczą o bardzo poważnym zagrożeniu, a działania dezinformacyjne są tylko jednym z jego symptomów. Trzeba pamiętać, że podobne operacje mogą być dużo skuteczniejsze na przykład wobec krajów dysponujących mniejszym potencjałem, dodatkowo znajdujących się w bezpośrednim otoczeniu Rosji. Przykład Czarnogóry, gdzie rosyjskie służby usiłowały przygotować zamach stanu, jest tu bardzo wymowny. Dlatego państwa NATO i UE, a także - co bardzo istotne - kraje partnerskie - muszą dalej zwiększać swoją odporność na oddziaływanie Moskwy a także innych aktorów, w tym na przykład fundamentalistów islamskich.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama